niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 3

   Do mieszkania wróciłam sponiewierana. Wściekła na całe zło, które mi się kiedykolwiek przytrafiło w tak ogromnej ilości. Nie zwracałam uwagi na swój wygląd. Rozmazany tusz do rzęs pomieszał się z błotem, włosy były dalekie od idealnych, a ubranie całe było poszarpane. Nie wspomnę o moich oczach, w których można było dostrzec przerażenie. To właśnie czułam. Żadnej pozytywnej emocji, tylko wszechogarniający strach. Zastanawiałam się, gdzie mój instynkt macierzyński? Cokolwiek. Zawsze był on dla mnie zagadką, aczkolwiek byłam pewna, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na dziecko, poczuję to COŚ. Tymczasem zamiast ciepłych uczuć, przyszło rozczarowanie z powodu ich braku.
   Nie wiedziałam jakim sposobem miałabym się opiekować kimkolwiek poza sobą. Mną nikt się nigdy nie opiekował, nie w pełni tego słowa znaczenia. Wciąż tylko mi mówiono jaka powinnam być. Ale jaka bym się nie stała zawsze byłam tą najgorszą, tą która przynosi rozczarowania. To brat był tym, którym się chwalono, który był chlubą rodziny. Ja natomiast byłam tym dzieckiem, którego się nie akceptuje, nie stara się zrozumieć, nie chce się być z niego dumnym, ale od którego się wymagało by dostosowało się do standardów, którym nie potrafi sprostać. Jak miałam okazać miłość? Jak okazać uczucie, którego nie zaznałam?
   Najgorsze było to, że nie miałam wyrzutów sumienia z powodu planowania aborcji. Bałam się tylko, czy mi się nic nie stanie. Robiłam to co zawsze- martwiłam się o siebie, bo wiedziałam, że nikt inny się o mnie nie będzie troszczył. Musiałam skądś wykombinować pieniądze. Tylko to się liczyło.
- Gdzie byłaś?- spytał ze znudzeniem Markus.
- U lekarza.
- I co masz taką minę? Coś nie tak?
- Wszystko w porządku- skłamałam. Obawiałam się, że może mnie wyrzucić z mieszkania. I gdzie bym wtedy poszła? Jakbym sobie poradziła? Byłam skazana na siebie. Musiałam się z tym zmierzyć sama. Wzięłam głęboki wdech i nie dając nic po sobie poznać w głowie obmyślałam plan jak wszystko zorganizować.
Krok pierwszy: Znaleźć kawiarnie z internetem i zorientować się ile potrzebuję zebrać pieniędzy. Wymigując się potrzebą dotlenienia organizmu, wyszłam z mieszkania i szukałam po lokalach wifi. W końcu postanowiłam udać się do galerii, gdzie miałam pewność, że je znajdę. Usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku i rozpoczęłam poszukiwania. Nie było czasu ani miejsca na łzy. Trzeba było działać, a nie użalać się nad swoim marnym losem.
Chęci do działania odeszły w momencie, kiedy miałam pewność, że usunięcie dziecka kosztuje 10 tysięcy złotych. Jeśli wcześniej tliła się we mnie nadzieja na to, że Markus, gdy się dowie pomoże mi usunąć dziecko, znikła. Została zduszona w zarodku. Jedyne co by zrobił, to zaśmiałby się mi prosto w twarz i wyrzucił z domu. Czego można innego się po nim spodziewać? W dodatku nie chciałam po dokonaniu aborcji sama znaleźć się w szpitalu, a potem w więzieniu. Najczęściej takie "zabiegi" były przeprowadzane w bardzo niehigienicznych warunkach, przez amatorów.
Z paniką zaczęłam szukać innych sposobów na pozbycie się płodu. W internecie można było znaleźć wiele wymyślnych metod, z których większość jak dla mnie była po prostu nierealna i śmieszna. Aż nagle natrafiłam na pewne tabletki, po których organizm sam "wyrzucał" z siebie intruza. Przygryzłam wargi, gorączkowo rozważając takie rozwiązanie. Istniało ryzyko, aczkolwiek była to najtańsza i stosunkowo bezpieczna metoda w odniesieniu do ceny. Musiałam podjąć jakąś decyzję.
Krok drugi: Znaleźć kogoś kto sprzeda mi takowe tabletki. Szukanie było o wiele trudniejsze. Ciężko było wyszukać jakikolwiek kontakt. Westchnęłam i postanowiłam delikatnie o nie wypytać Markusa. Włożyłam telefon do torebki i wstałam z krzesła. Ruszyłam przed siebie, obmyślając jak zagadać współlokatora, aby ten nie domyślił się o co chodzi. Kierując się do wyjścia, zobaczyłam idącego wprost na mnie blondyna, którego imienia w dalszym ciągu nie znałam. Zatrzymałam się na sekundę, zastanawiając się co zrobić. Głupio było zawrócić, wiedząc, że mnie zauważył. Uniosłam głowę dumnie i dynamicznie chciałam go wyminąć. Jednak na nic się to nie zdało.
- Śledzisz mnie?
Krok trzeci: Nie wybuchnąć, kiedy jakiś irytujący osobnik, chce doprowadzić cię do szału.
- Jakbyś nie zauważył inteligencie to kieruję się do wyjścia- warknęłam. Próbował zagrodzić mi drogę, przez co upuściłam torebkę a w konsekwencji cała jej zawartość znalazła się na ziemi. Westchnęłam głośno, starając się zachować względny spokój.
- Czego ty ode mnie chcesz?- spytałam. Schyliłam się, by wszystko pozbierać.- Człowieku spędziliśmy razem jedną noc i tylko tyle! Nie odzywam się do ciebie, nic od ciebie nie chcę, więc po jakiego kija mnie co chwila zaczepiasz?- spytałam i już chciał mi odpowiedzieć, ale nie dałam mu dojść do głosu.- Odpuść sobie i jeśli mnie jeszcze zobaczysz, to udawaj, że się nie znamy- poprosiłam i koniec końców wyszłam z galerii. Szybkim krokiem odeszłam z miejsca, w który spotkałam chłopaka i poszłam do domu.
Krok czwarty: Przejść do wypytywania.
- Markus dzisiaj słyszałam, że są jakieś tabletki na poronienie, to prawda?
- No są, całkiem nieźle schodzą- zaśmiał się.
- Sprzedajesz takie coś?
- Nie, ale Błażej już tak. To jego działka. Ja mam swój towar on swój, nie wchodzimy sobie w drogę. A czemu pytasz? Chyba nie jesteś w ciąży?!
- Skąd ci to przyszło do głowy?!- udałam oburzenie. Popatrzył na mnie jeszcze przez kilka sekund. Trudno było mi nie odwracać wzroku, ale wytrzymałam jego badawcze spojrzenie.
- No to dobrze- stwierdził krótko.- Nie ma bachora, nie ma problemu.
Odetchnęłam z ulgą. Nie dość, że niczego się nie domyślił, to dokładnie wiedziałam do kogo powinnam się udać.
   Krok piąty: Załatwić spotkanie z "dostawcą". Niestety zgubiłam telefon. Gdybym nie wiedziała, gdzie go szukać miałabym kolejny problem. Jednak bez przeszkód zgodził się dostarczyć mi pożądaną rzecz, po mojej zmianie w jednym z radomskich pubów.
Wydawać się mogło, że po kroku piątym już powinno lecieć z górki. Ale życie nie mogło być aż tak proste.
- Masz- powiedział Błażej, wręczając mi mały pakunek.- Tyle ile chciałaś.
- Dzięki- wręczyłam mu plik banknotów i patrzyłam jak odchodzi. Przede mną jak z podziemi wyrósł blondyn.
- Co masz w ręce?- spytał z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Co cię to obchodzi? I w ogóle co ty tutaj robisz?
- Szukałem cię.
- A to niby czemu?
- Temu-oznajmił i wyciągnął mój telefon. Już otwierałam usta, by zacząć się po nim wydzierać, ale pokazał mi historię wyszukiwania z dnia, w którym zdobywałam informację o aborcji.- Mam tylko jedno pytanie. Czy to może być moje dziecko?

***
Przepraszam za spóźnienie. Ale mam usprawiedliwienie xd W piatek studniówka, więc od rana fryzjer, makijaż, a potem wiadomo impreza do białego rana xd W sobotę musiałam jechać na urodziny do brata i kolejna impreza, a dziś trzeba było pójść do dziadków, wręczyć zaległe prezenty :P Wiecie, że raczej się nigdy nie spóźniam tylko w sytuacjach wyjątkowych taka jak ta :)

5 komentarzy:

  1. Nie wiem jak doczekam do soboty ;D
    Świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto to jest zajebiste *.*
    Ona do niego tak śmiesznie skaczę, cwaniakuje, a on ją tak wkurza i wpada na nią xD Cudne normalnie <3
    Jak ja mam wytrzymać do soboty kuwa xD
    Pozdrawiam i weny ;*
    W wolnym czasie także zapraszam na Arcziego ^^
    jakim-uczuciem-jest.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealnie. Jak każdy nie wytrzymam do soboty

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem, gdyby Tośka chciała, to potrafiłaby pokochać to dziecko. Naprawdę. Brak instynktu macierzyńskiego w tej sytuacji niczego nie zmienia, bo ona jest w szoku. Dziecko w tym momencie wywróci całym jej światem, dlatego ciężko jej się z tego cieszyć. Ale sam fakt, że odczuwa brak instynktu.. To tak jakby jednak chciała pokochać tę małą istotkę. ;)
    Ciągle na siebie wpadają z Arturem. Aż tyle 'zbiegów okoliczności', czy faktycznie ktoś kogoś śledzi? Swoją drogą, ciekawe czy Szalupa załatwił już sytuację z dziewczyną? Tośka wyraziła się jasno; nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ale dziecko chyba troszkę zmienia sytuację. Tym bardziej, że naprawdę nie wiadomo, kto jest jego ojcem..
    Pozdrawiam! ;*
    serca-dekalog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Artur nie odpuści i wyciągnie Tośkę z tego bagna...

    OdpowiedzUsuń