środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 22

  Nasza sielanka mogłaby trwać i trwać, ale świat po prostu kochał rzucać mi kłody pod nogi. Całe szczęście, które budowaliśmy, stanęło pod znakiem zapytania. Niby nic wielkiego. Dzwonek do drzwi. Jako, że Szalpuk robił kolację poszłam otworzyć.
- Tak?- spytałam kobiety, która patrzyła na mnie jak na ducha.- W czymś mogę pomóc?
- Przepraszam, a pani to kim jest?
- Słucham?- zdziwiłam się. Siatkarz nieco zaniepokojony przyszedł sprawdzić co się dzieje.
- Mamo, co ty tu robisz?- zdziwił się.
- Może mi wytłumaczysz lepiej kim jest ta pani?
Chciałabym umieć mdleć na zawołanie... Jednak to nie była moja kolej na utratę przytomności. Już nieco starsza pani, popatrzyła na mój już widoczny ciążowy brzuch, a potem na twarz siatkarza. Ten otwierał usta, żeby zacząć jej wszystko tłumaczyć, ale nie zdążył, bo jego matka osunęła się na ziemię. Rzuciliśmy się oboje do niej, próbując ocucić.
- Mamo! Mamo! Otwórz oczy!- mówił do kobiety Szalpuk, klepiąc ją jednocześnie po policzkach.
- Może wnieśmy ją do mieszkania?- zaproponowałam przestraszona. Przyjmujący natychmiast wziął swoją rodzicielkę na ręce i zaniósł do salonu, by położyć ją na kanapie.- Dzwonić po karetkę?
- Nie, czekaj. Chyba się budzi- oznajmił. Przygryzając paznokcie z nerwów, patrzyłam na matkę Artura i rzeczywiście. Wydawało się, że zaczyna odzyskiwać przytomność.
- Pójdę po wodę- zaoferowałam się i popędziłam do kuchni. Przez trzęsące się dłonie miałam problem z odkręceniem butelki. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i z napełnioną szklanką poszłam skonfrontować się z szokowaną kobietą.  Zatrzymałam się w pół kroku, słysząc jak rozmawiają.
- Nie mówiłeś, że masz dziewczynę, a tym bardziej, że jest w ciąży- powiedziała oskarżycielsko słabym jeszcze głosem.
- To moja przyjaciółka uspokój się. Jak zwykle za szybko wyciągnęłaś wnioski- wytłumaczył się, a mi łzy stanęły w oczach. Każde jego słowo było niczym sztylet wbijany w serce.
- Jak to?
- No tak to! Co ja już nie mogę mieć koleżanki, żeby sobie pogadać!- brnął w swoje kłamstwa dalej. Postanowiłam wkroczyć do akcji i przerwać im tę "miłą" pogawędkę. Nie mogłam dać po sobie poznać jak bardzo jest mi przykro, czy jak bardzo byłam na niego zła. Przykleiłam na twarz troskę i weszłam do pokoju.
- Proszę, niech pani się napije- podałam jej szklankę, a ona podziękowała skinieniem głowy. - Lepiej?
- Tak, tak. Przepraszam za moją reakcję. Ja myślałam, że wy... No rozumie pani- zaczęła się tłumaczyć.- To chyba był za duży szok. Mam nadzieję, że nie zdenerwowała się pani, bo w tym stanie to nie wskazane- uśmiechnęła się przepraszająco.
- Proszę się nie przejmować. Ja może już pójdę.
- Nie proszę zostać!- zaprotestowała.- Jak już przyjechałam to może napijemy się wszyscy razem kawy?
   I tak zostałam skazana na miłe popołudnie z niedoszłą teściową, która myślała, że jej wspaniały synek tylko pomaga biednej głupiutkiej dziewczynie. W głowie obmyślałam wszystkie możliwe scenariusze tortur na jakie z przyjemnością mogłabym go skazać. Jednocześnie musiałam brać czynny udział w popołudniowej pogawędce. Kilkukrotnie ugryzłam się w język, by przez przypadek nie chlapnąć czegoś głupiego. Ze sztucznym przyklejonym uśmiechem słuchałam rad pani Szalpuk i  udawałam zaciekawienie historiami z czasów, kiedy to ona była w ciąży.
- Dziękuje bardzo za kawę, ale niestety muszę się już zbierać- oznajmiłam wstając z kanapy.
- Bardzo miło mi było panią poznać. Jeszcze raz przepraszam za całą sytuację- zaśmiała się.
- Nic nie szkodzi. Do zobaczenia- pożegnałam się.-  Nie, nie musisz mnie odprowadzać- powiedziałam do siatkarza, kiedy ten wstawał. Nie miałam zamiaru dawać mu okazji do tłumaczeń. W szybkim tempie ubrałam buty, kurtkę i opuściłam blok. Wychodząc z osiedla pozwoliłam, aby hormony zapanowały nad organizmem w skutek czego łzy zaczęły obficie spływać po policzkach. Tradycyjnie wylądowałam w restauracji na kuchennym krześle.
- Jezus Maria! Co ci  się stało?- spytał Henio.
- Masz coś do jedzenia?- spytałam pociągając nosem. Pokiwał twierdząco głową i poszedł przyszykować mi coś dla zabicia smutku. Po chwili stał przede mną talerz z czterema rodzajami ciast. Wiedział czego mi trzeba.-  Dziękuje.
- Co się dzieje?- zainteresował się również drugi kucharz.
- Artur...
- Artur...?
- To świnia- dokończyłam i cicho załkałam.
- Pokłóciliście się?
- O, nie!- ożywiłam się natychmiast.- Dopiero mam zamiar to uczynić.
- Nic już z tego nie rozumiem...
- Nikomu o nas nie powiedział, ani o tym, co zmajstrował- zaczęłam mówić z pełnymi ustami. Jak zwykle w takich okolicznościach miałam gdzieś maniery.- Wszystko byłoby w porządku gdyby dzisiaj swojej matce nie wmawiał, że jestem tylko przyjaciółką, której pomaga.
- Może nie wiedział jak jej o tym powiedzieć?- podsunął Henio.
- Nie broń go!- warknęłam.
- Dobra nic nie mówię! A co masz zamiar teraz zrobić?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Mogę tutaj posiedzieć?
- Nam nie przeszkadzasz. Siedź ile chcesz- uśmiechnęli się obaj.
   Mijały kolejne godziny, a ja nie miałam ochoty wrócić do domu. W dodatku nie zabrałam ze sobą telefonu. Żywiłam głęboką nadzieję, że przyjmujący odchodzi od zmysłów. Co prawda podejrzewałam, że koniec końców domyśli się gdzie jestem. Restauracja poprawiła nieco mój nastrój. Odrobinę pomogłam chłopakom i dzięki temu odciągnęłam na dłuższy czas swoje myśli od przykrych wydarzeń.
- Tośka, twój siatkarz pyta czy jesteś- miłą atmosferę przerwał jeden z kelnerów.
- Panowie na mnie czas- oznajmiłam, zbierając swoje rzeczy.- Dzięki za wszystko.
- Wpadaj kiedy chcesz!- zawołał jeszcze za mną Henio, gdy wychodziłam. Za ladą baru rzeczywiście czekał przyjmujący.
- Cześć przyjacielu!- uśmiechnęłam się ironicznie.- Jak miło, że jesteś gotowy mi pomóc- rzuciłam miłym głosikiem. Nie czekając na odpowiedź opuściłam lokal, kierując się do samochodu Szalpuka.
- Tosia... Martwiłem się...
- No jak to dobry przyjaciel- wzruszyłam ramionami i wsiadłam do auta. Artur zajął miejsce kierowcy, a między nami zapadła grobowa cisza. Wiedziałam, że w końcu się odezwie, a wtedy miałam zamiar rozpętać piekło. W milczeniu weszliśmy do mieszkania. Cierpliwie czekałam, aż zacznie się tłumaczyć.
- Rozumiem, że możesz być zła...
- Zła? Nie!- zaprzeczyłam ze śmiechem.- Ja jestem wkurwiona! Wiesz jak ja się musiałam czuć?!
- Przepraszam! Spanikowałem! Nie wiedziałem jak im o tobie powiedzieć! Ty też ukrywałaś prawdę o sobie!
- Tyle, że ja nikomu nie wmawiam, że jesteśmy przyjaciółmi!- wrzasnęłam.- Czemu jej nie powiedziałeś prawdy?!
- Nie wiem! Widziałaś jak zareagowała! Nie miałem pojęcia co robić!
- Nie kłam! Doskonale wiedziałeś, co należy zrobić! Ty się mnie wstydzisz?
- Oczywiście, że nie! Jak możesz tak myśleć?!
Nie odpowiedziałam. Poszłam do naszej wspólnej sypialni w celu zabrania poduszki i kołdry.
- Tośka co ty robisz?- jęknął.
- Przecież jestem twoją przyjaciółką- skwitowałam obojętnie.- Przyjaciele nie śpią w jednym łóżku. Dobranoc, przyjacielu- ostatnie słowo wypowiedziałam wręcz z odrazą. Nie byłam w stanie tego wieczora tak łatwo mu przebaczyć.
***
A teraz kilka istotnych spraw... Będę mieć prawdopodobnie drugą pracę także nie mam pojęcia, kiedy będą dodawane rozdziały. Postaram się dodać coś raz w tygodniu, ale z niczym się nie deklaruje. Jak przez tyle blogów udawało mi się być raczej regularną w dodawaniu wpisów, tak teraz może mi się to nie udać. Nie wiem nawet jak będzie z jakimś wolnym dniem także nie jestem w stanie na tę chwile niczego obiecać.

sobota, 4 czerwca 2016

Uwaga !

Nie wiem, czy dam radę dzisiaj dodać rozdział, dopiero wróciłam z pracy :( Wczoraj pracowałam od rana i w domu byłam przed północą, także nie miałam jak wcześniej cos zacząć. Może będzie jutro może Postaram się. Może zmienić się dzien dodawania rozdziału, bo w weekend jest straszny zapierdziel ;) To tyle, zabieram się za pisanie ;)

środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 21

   Nie pamiętam bym kiedykolwiek obudziła się w tak błogim stanie. Nigdy nie otaczał mnie taki spokój. Nie sądziłam, że obecność kogoś bliskiego może tak wpłynąć na moją osobę. A jednak. Mając przy sobie siatkarza, nie potrzebowałam niczego więcej. Prawdę mówiąc nie śmiałabym marzyć o czymś innym. Wystarczyła mi sama bliskość, która kiedyś przeze mnie tak unikana, stała się nieodłącznym elementem mojej codzienności. Szalpuk jako pierwszy stanął po mojej stronie, nie chciał mnie zmieniać, poznał mnie i pokochał. Może i dla niego to było naturalne, ale dla mnie to było coś niespotykanego.
Tamtego wieczora jeszcze długo rozmawialiśmy o mojej przeszłości. Nie sądziłam, że jest aż tyle do opowiadania. A jednak przez lata dusiłam w sobie za dużo wspomnień, których ciężar narastał, zmuszając mnie bym komuś się wyżaliła. Dopiero dzieląc się swoją historią, poczułam niesamowitą ulgę. Jednocześnie nienawiść do rodziców i brata znacznie urosła. Sam przyjmujący nie mógł wyjść z szoku, jak można kogoś tak tłamsić i wymazać z życia rodzinnego.
- Zabieram cię dzisiaj na halę- oświadczył Szalpuk.
- A po co?
- Pouczę cię grać w siatkę- wzruszył ramionami.
- Arturek nie widzę potrzeby- pokręciłam głową.
- Ja widzę!- zaprotestował.- Skra już tutaj nie przyjedzie. Więc spokojnie możesz przyjść na mecz oglądać i podziwiać, a do tego musisz poznać zasady.
- Ale...
- Żadnego ale! Nie będzie dziecko mi rosło w nienawiści do siatkówki od życia płodowego! Halo- podwinął moją koszulkę i delikatnie postukał opuszkami palców o mój brzuch.- Maluchu prawda, że tata ma rację?- spytał kładąc głowę na moim ciele, jakby oczekiwał odpowiedzi. Nagle jak na zawołanie poczułam kopnięcie.- Kopnął mnie w policzek!- krzyknął uszczęśliwiony siatkarz. Nie można było się nie uśmiechać, widząc radość na jego twarzy.
- Może nie będzie trenował siatkówki, a raczej sztuki walki?- spytałam śmiejąc się.
- Może, może! Kto wie! Widzisz nawet nienarodzone dziecko, chce iść na halę!
- Dobrze, pójdę! Tylko już nie krzycz!
- Nie zakazuj mi krzyczeć!
- Chcesz się kłócić o byle co?- spytałam ostrzegawczo.
- A owszem, a owszem!- pokiwał twierdząco głową.
- Że co?!
- Inaczej byłoby za nudno- wzruszył ramionami.
- Jesteś nienormalny. Idę się przebrać.
   Po niecałej godzinie dotarliśmy na halę, która dzięki Bogu, świeciła pustkami. Usiadłam na trybunach, czekając na Szalpuka, który musiał rozłożyć siatkę i przynieść piłki. Rozglądałam się po hali, zadając sobie samej pytanie, jak właściwie się w niej czuje. O dziwo nie towarzyszyły mi negatywne emocje. Raczej ich wspomnienia, z czasów, kiedy zmuszali mnie do przyjścia na mecz. Pamiętam, że patrzyłam wtedy wszędzie tylko nie na boisko, a w połowie pierwszego seta, zawsze opuszczałam swoje miejsca i szłam usiąść pod ścianą na mniej zaludnionym korytarzu, czy też poczekać pod halą. Chciałam poznać tę dyscyplinę ze względu na mojego siatkarza. Siatkówka była dla niego ważna. Nie mogłam już jej tak olewać. Pierwsze cierpliwie tłumaczył mi zasady, a następnie stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebym spróbowała poserwować. O ile z zasadami nie miałam problemu tak uderzenie piłki wydawało się niemożliwe.
- To jest proste- przekonywał mnie.- Podrzuć i uderz- polecił. Może i w teorii to był banał, ale w czasie wykonywania pierwszych prób w ogóle nie trafiałam w piłkę. Potem udawało się wycelować, ale nie było mowy, żebym przebiła ją nad siatką
- Przecież to jest niemożliwe do zrobienia!- poskarżyłam się i tupnęłam nogą jak małe i obrażone dziecko. - Nie śmiej się ze mnie!- warknęłam, widząc jaki ma za mnie ubaw.
- Pomogę ci- powiedział i z uśmiechem podszedł do mnie. Stanął za moimi plecami, chwytając mnie w pasie.-  Wysuń jedną nogę do przodu- zaczął tłumaczyć mi na ucho i poszło w las moje skupienie. Nie mogłam się kompletnie skupić na tym co mówi. Przechyliłam głowę i pocałowałam go w policzek, przerywając jego monolog.- Czy ty w ogóle mnie słuchałaś?- próbował nie opieprzyć, ale mimowolnie się uśmiechał.
- Przecież wiesz, że nie- powiedziałam ponownie całując go, tym razem w kącik ust. Nie zamierzałam zaprzestać swoich czynności. Następny pocałunek był dłuższy od poprzednich. Siatkarzowi nie było więcej trzeba. Objął mnie w pasie i wpił się gwałtownie w moje usta. Przerażające a zarazem fascynujące było to jak na mnie działał.
- Jedziemy do domu?- spytał, odrywając się ode mnie po dłuższym czasie. Zaśmiałam się i pokiwałam głową. Facet pozostanie w głębi duszy zawsze tym samym facetem.

   Nasza sielanka mogłaby trwać i trwać, ale świat po prostu kochał rzucać mi kłody pod nogi. Całe szczęście, które budowaliśmy, stanęło pod znakiem zapytania. Niby nic wielkiego. Dzwonek do drzwi. Jako, że Szalpuk robił kolację poszłam otworzyć.
- Tak?- spytałam kobiety, która patrzyła na mnie jak na ducha.- W czymś mogę pomóc?
- Przepraszam, a pani to kim jest?
- Słucham?- zdziwiłam się. Siatkarz nieco zaniepokojony przyszedł sprawdzić co się dzieje.
- Mamo, co ty tu robisz?- zdziwił się.
- Może mi wytłumaczysz lepiej kim jest ta pani?
Chciałabym umieć mdleć na zawołanie...
***
Przepraszam za spóźnienie, ale niedawno wróciłam z pracy i nie wyrobiłam się. Pierwszy dzień, stres i te rzeczy...
Jednak liczę, że widzimy się w sobotę :) <3
Rozdział dla Darioszki :D Brakowało ci elementów zainteresowania dzieckiem więc mam nadzieję, że dzisiaj choć w części jesteś usatysfakcjonowana :)
Przepraszam też za stan rozdziału, ale jestem tak wypompowana, że nie potrafię nawet tego sprawdzić :(