sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 2

   Spędziłam całą noc w ramionach blondyna. Nawet nie pamiętałam jego imienia. Nie byłam pewna, czy w ogóle mi je zdradził, co nie przeszkadzało mi, by poddać się miłosnym uniesieniom. Było zupełnie inaczej niż z Markusem. Delikatniej, ale i też intensywniej. Każda chwila napełniała mnie jeszcze większym nienasyceniem. Byłam wyczerpana do granic możliwości, ale wciąż chciałam więcej i więcej. Trwało to zarówno wieczność jak i krótką, ulotną chwilę, po których odpłynęłam w głęboki sen.
Obudził mnie rankiem jakiś trzask. Leniwie otworzyłam powieki, by zamknąć je ponownie jeszcze na moment. Było mi strasznie gorąco, a to za sprawą muskularnych ramion, które oplatały ciasno moje ciało. Ale to nie był mój największy problem. Po zaledwie sekundzie w drzwiach zobaczyłam kobiecą sylwetkę. Nie zdążyłam dostrzec jej twarzy, a do moich uszu doszedł jej krzyk. Blondyn na ten dźwięk zerwał się jak poparzony.
- To koniec!- stwierdziła przez zaciśnięte zęby. W oczach miała istną furię. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. Blondyn wyskoczył z łóżka i czym prędzej za nią pobiegł. Ja leżałam wsparta na łokciach, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Czy czułam się winna? Jasne, że nie. Przecież nie miałam pojęcia, że facet jest zajęty. Nie zrobiłam tego z premedytacją, a nieświadomie, co dowodziło mojej niewinności. Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać, słuchając jak Artur próbuje wszystko wytłumaczyć.
- Ola, proszę posłuchaj...
- Nie mam zamiaru ani ochoty cię słuchać!
- Ja ci to wszystko wyjaśnię! To nie tak jak ty myślisz!
- Przestań mi zapodawać teksty rodem z kiepskich filmów! To jest dokładnie tak jak ja myślę! Byłeś z jakąś obcą laską w łóżku!
- Ale...
- Żadnego "ale"!- przerwała mu natychmiast.- Ja rozumiem, nasza kłótnia kłótnią, ale żeby od razu mnie zdradzać z kim popadnie?- spytała płaczliwym głosem.- Zaczyna ci sodowa do głowy uderzać. Nie spodziewałam się, że stać cię na takie coś!
- Ola, błagam zaczekaj. Porozmawiajmy...
- My nie mamy mój drogi o czym rozmawiać!- powiedziała na zakończenie i po chwili usłyszałam trzask drzwiami. Mając wolną drogę wyszłam z sypialni, ale nie spodziewałam się ataku na swojej osobie.
- To twoja wina!- stanął nade mną. Bez szpilek trudno było się z nim równać.
- Moja?!- prychnęłam.
- Tak! Gdybyś się tak do mnie nie kleiła nic by się nie stało!
- Ja nie kleiła się do ciebie?- powtórzyłam za nim jakbym nie usłyszała. Po chwili wybuchnęłam głośnym śmiechem.- Chyba za bardzo cenisz tę swoją gładką buźkę. Gdybym wiedziała, że jesteś zajęty, palcem bym cię nie tknęła. I jak tak teraz na ciebie patrzę... Jakbym była trzeźwa też bym tego nie zrobiła- posłałam mu drwiące spojrzenie i opuściłam mieszkanie. Co jak co, ale nie będzie na mnie zrzucał winy.
Rozejrzałam się po osiedlu, próbując przypomnieć sobie, gdzie ja właściwie jestem. Wzruszyłam ramionami i poszłam przed siebie, co chwilę pytając kogoś o drogę. Koniec końców udało mi się dotrzeć do tej części miasta, którą znałam. Powoli skierowałam się do swojego mieszkania. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, zostałam zaatakowana.
- Gdzie byłaś?!- Markus stanął tuż za mną, kiedy ściągałam kurtkę.
- Od kiedy cię to interesuje?
- Odpowiedz- rozkazał krótko, patrząc wyczekująco.
- Skoro ty możesz robić co chcesz to ja też- oświadczyłam i chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za rękę nie pozwalając się ruszyć.
- Tobie się chyba coś pomyliło- powiedział niezwykle opanowanym głosem. Po chwili przyszpilił mnie do ściany. Syknęłam z bólu, podczas gdy on przybliżył usta do mojego ucha, ręce zaciskając na mojej szyi.- To ja mogę robić to na co mam ochotę. Nie zapominaj, że dałem ci robotę i dach nad głową, dałem ci jakiś cel w tym twoim marnym żywocie więc nie próbuj podskakiwać, bo marnie się to dla ciebie skończy. Jasne?- spytał, a kiedy nie odpowiedziałam przycisnął mnie do zimnego betonu jeszcze mocniej.- Jasne?- powtórzył, ciaśniej zaciskając dłonie, uniemożliwiając mi praktycznie oddychanie.
- Tak- wychrypiałam z ledwością. Po usłyszeniu oczekiwanej odpowiedzi puścił mnie i jak gdyby nigdy nic poszedł do kuchni. Ja natomiast leżałam na podłodze, ciesząc się, że pozwolił mi oddychać. Pierwszy raz wykazał wobec mnie przejaw takiej agresji. Patrzyłam z przerażeniem i niedowierzaniem na tego człowieka.
   Ta jedna sytuacja zmieniła mój sposób postrzegania wszystkiego wokół czego się obracałam. Byłam pewna, że to ja dyktuje warunki, a jemu pozwalam jedynie myśleć, że to on rządzi. Zawsze sądziłam, że mogę odejść kiedy tylko będę miała ochotę. Zastanawiałam się, kiedy właściwie to on przejął kontrole nad wszystkim, również nad moim umysłem, o którego niezależność tak długo walczyłam. Zasiał we mnie strach. Nie wiem, czy dałabym radę się mu sprzeciwić.

3 tygodnie później...

   Miałam w sobie pełno sprzeczności. Nie było mi trudno pić, brać narkotyki od czasu do czasu, staczać się, ale nigdy nie mogłam przegapić wizyty u ginekologa. A wszystko przez uświadomienie jakie skutki może wywołać, gdy na takie wizyty się nie uczęszcza. Zawsze miałam w głowie obraz opowiadającej o komplikacjach lekarki, co zmuszało mnie by się na badania jednak wybrać. Wtedy 2 bądź 3 tygodnie przez terminem nie brałam kompletnie nic, aby w razie czego nic nie zostało w moim organizmie wykryte. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią. 
Weszłam do ośrodka i minęłam oddział fizjoterapii, kierując się na ginekologiczny. Usiadłam na krześle, czekając na swoją kolej. Gdy w końcu zostałam wezwana do gabinetu, nie spodziewałam się co na mnie tam czeka.
- Nie wiem jak to pani powiedzieć, ale...- zaczęła, kiedy już siedziałam ubrana na krześle.- Jest pani w ciąży. Koniec 3 tygodnia, początek 4.Gratuluję- uśmiechnęła się ciepło doktorka, a ja popatrzyłam na nią jak na obłąkaną.
- W jakiej ciąży?!- pisnęłam przerażona.
- Proszę się uspokoić. Ja wiem, że to może być trudny czas, ale jednocześnie to najpiękniejszy czas- zapewniła mnie. Jednak przestałam jej słuchać. Panika zalała cały mój organizm.
- Ja nie mogę urodzić tego dziecka- powiedziałam szeptem.
- Naprawdę rozumiem, że to jest szok, ale po jakimś czasie zobaczy pani, że to wcale nie jest takie straszne. Proszę się przede wszystkim nie denerwować i dbać o siebie. Termin następnej wizyty dokładnie za miesiąc.
W pośpiechu wyszłam z gabinetu, szybkim krokiem przemierzając korytarz. W oczach po raz pierwszy od kilku lat pojawiły się łzy. Nie zwracałam uwagi na mijanych przeze mnie ludzi, którzy schodzili mi z drogi. Jednak na któregoś z kolei wpadłam.
- To ty?- usłyszałam. Spojrzałam na potrąconego przeze mnie osobnika i wiedziałam, że ten dzień nie mógł być gorszy. Chciałam go minąć bez słowa, ale trzymał mnie za ramiona, nie pozwalając się ruszyć.- Co ty robiłaś na oddziale ginekologicznym i czemu ryczysz?- spytał spanikowany, słusznie łącząc fakty, na co wskazywał jego spanikowany głos.
- Daj mi spokój- wysyczałam i wyrwałam się, udając się do wyjścia.
   Nigdy nie czułam takiej histerii. Biegłam przez siebie przez bardzo długi czas, aż w końcu nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Znalazłam się w jakimś parku, gdzie padłam jak martwa na ziemię, pozwalając sobie na szloch. Nie dość, że było dwóch potencjalnych ojców, to na dodatek żaden nie wydawał się być odpowiednim. A ja nie byłam gotowa na bycie matką. Nie nadawałam się do tego. Czułam do płodu, jedynie nienawiść. Jak je miałam urodzić? Nie miałam mieszkania, nie miałam warunków, nie miałam pracy. Otarłam łzy i podniosłam się z zimnej gleby. Było tylko jedno rozwiązanie. Musiałam się go pozbyć.
***
I tak oto przechodzimy do właściwego wątku bloga :)
Miłej soboty <3

6 komentarzy:

  1. Trochę krótko, albo poprostu tak ciekawie, że szybko się czyta ;d
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku tak mi szkoda, że dodajesz rozdziały tylko raz w tygodniu :( może uda Ci się dodać jeszcze jeden rozdział w ten weekend? nawet nie wiesz jakbym się z tego ucieszyła :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety ale czekają na mnie funkcje trygonometryczne, a wczoraj 3 zadania robiłam ponad 4 godziny, także zapowiada się, że nie będę mieć na nic innego czasu :(

      Usuń
  3. Nie sądziłam, że Artur będzie miał dziewczynę. No trochę przesadził, kiedy chciał zwalić winę na Tośkę, ona nic nie wiedziała, nie pochwalił jej się. Ej, Szalpuk, mam nadzieję, że ta sodówka to tylko chwilowa. W gruncie rzeczy coś w tym jest. Tośka potrzebuje pomocy, choć nie zdaje sobie z tego sprawy, tak samo Artur.
    Czyje jest dziecko? Mam nadzieję, że Artura. Wydaje mi się, że chociaż jest młodszy, to dużo lepiej odnalazłby się w roli ojca niż Markus.
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń