sobota, 26 marca 2016

Rozdział 12

   Choroba sieroca. Najgorsze zło jakie się może przytrafić człowiekowi. To taki stan, kiedy nieoczekiwanie potrzebujesz obok siebie kogoś i to nie byle kogo. Wtedy właśnie marzysz o tej jednej, wyjątkowej osobie, dodającej otuchy, w którą możesz po prostu się wtulić. To taka choroba, gdzie człowiek czuje się okropnie osamotniony i nie ma ochoty na nic. Co do czasu, to zależy on od siły z jaką ten syndrom oddziałuje na człowieka. Można złapać chwilowy dołek, jak i również wpaść w melancholijny stan, utrzymujący się tygodniami. U mnie zawsze był to okres kilku dni. Po wykańczającym leżeniu i wpatrywaniu się w kanapę, postanowiłam zrobić coś ze swoim życiem i wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. To był wielki błąd, gdyż udałam się do parku, w którym roiło się od zakochanych par. I tego dnia im zazdrościłam mimo, że każdego innego rzygałam tymi pocałunkami co 3 sekundy, wiecznym obściskiwaniem się, czy biadoleniem jakiś "romantycznych i słodkich słówek". Pamiętam jak w szkole nie mogłam patrzeć na gruchających rówieśników, którzy zajmowali się sobą na każdej przerwie, a ich widok budził we mnie albo odruch wymiotny albo śmiech. Tak mi już zostało, aczkolwiek choroba sieroca rządzi się innymi prawami. Podczas jej trwania takie tanie gesty nie wywoływały u mnie odrazy, ale raczej uczucie tęsknoty.
Miałam w swoim niezbyt długim życiu i takiego adoratora, który był typową kleją, ale nie wytrzymałam nawet kilku dni. Może związek oparty na takich zasadach nie był dla mnie, może taka miłość mi nie odpowiadała, a może to po prostu nie trafiłam jeszcze na taką osobę, z którą by to zadziałało.
   W związku z moim nadzwyczajnym stanem, mieszkanie bez Szalpuka wydawało mi się stanowczo za duże. Nie mam pojęcia dlaczego akurat tym razem przykuło to moją uwagę. Przecież już niejednokrotnie wyjeżdżał, zostawiając mnie samą. Ale przez praktycznie ostatnie dwa tygodnie był w domu i przyzwyczaił mnie do swojej obecności. Co prawa wkurzającej, ale jednak obecności. Chodziłam więc od kąta w kąt nie mając się do kogo odezwać, ani kogo podenerwować, pogarszając tylko tym swój humor. Mojego stanu nie poprawiło wyjście do ginekologa. W poczekalni mnóstwo zakochanych w sobie par, matek z córkami, sióstr, braci i ja... Sama... Dziękowałam wszystkim świętościom, kiedy nadeszła moja kolej.
- Witam, dzisiaj bez nikogo?- spytała ginekolog.
- No tak- zmieszałam się odrobinę.
- Kilka dni i wygląda pani o niebo lepiej. Jednak myślę, że dobrze by było jakby udała się pani do szkoły rodzenia.
- Do szkoły rodzenia?- wydukałam zdziwiona.
- No tak, dużo się tam pani nauczy, i też pokażą pani nie męczące ćwiczenia, które też poprawią pani stan- uśmiechnęła się ciepło.
- Mam tam iść?
- Tak- zaśmiała się, widząc moją minę.- Będzie fajnie- przekonywała i wręczyła ulotkę. Podziękowałam cicho, niezbyt zadowolona z wizyty i czym prędzej opuściłam ośrodek, kierując się do mieszkania, mając dość widoku świata. Będąc na osiedlu, czekał mnie tylko jeszcze jeden wróg do pokonania- schody. Moje wchodzenie na górę zawsze trwało przynajmniej pięć minut. I nie posiadałam się nigdy z radości, kiedy dotykałam klamki do naszego mieszkania.
- Dzień dobry, jak samopoczucie?- spytała moja ukochana sąsiadka z nienaturalnie szerokim uśmiechem.- Wszystko w porządku u was? Słyszałam ostatnio jakieś krzyki?- spytała, przypatrując mi się badawczo i podlewając tego wielkiego badyla na naszej klatce.
- Wszystko w porządku- powiedziałam na odczepne i weszłam do mieszkania. Chciałam jak najszybciej zakończyć rozmowę, ale niestety, praktycznie wepchała się między drzwi.
- Może powinniście iść do terapeuty?
- Dziękuje za fantastyczną radę- odpowiedziałam z udawanym entuzjazmem i zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem, zamykając je dokładnie na klucz. I wtedy zaświtał mi w głowie plan... A jakby tak... Podtruć tą jej roślinkę? I tak zabiera za dużo przestrzeni. Uśmiechnęłam się na samo wyobrażenie sobie jej miny, gdy zobaczy uschnięte zielsko. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam przed telewizor, czekając cierpliwie na osłonę nocy. Nikt nie mógł mnie przyłapać.
   Grubo po północy patrzyłam przez wizjer, czy teren jest czysty, mając w ręku butelkę, w której był domestos rozpuszczony w gorącej wodzie. Przekręciłam zamek i poczekałam dla pewności jeszcze chwilę. Następnie otworzyłam drzwi i podreptałam szybko wlać do doniczki zabójczą dla kwiatka ciecz. Po wykonaniu zadania wycofałam się po cichu w bezpieczne cztery kąty i dopiero w nich miałam odwagę na cichy śmiech. Zadowolona z siebie poszłam spać, nastawiając budzik na wczesną godzinę ranną, aby na sto procent nie przegapić momentu, w którym sąsiadka odkryje zbrodnie. Dlatego też wstałam, kiedy było jeszcze kompletnie ciemno, zrobiłam sobie picie, jedzenie i siedziałam na poduszce przy drzwiach, czytając książkę i nasłuchując uważnie wszelkich oznak życia. Badyl tak jak chciałam, uschnął na amen,dostając taką ilość niszczącej dla niego substancji. Zrywałam się na każdy szelest, każde tupnięcie, ale z przykrością stwierdzałam, że hałas był spowodowany przez nie tą osobę, której oczekiwałam. To zadziwiające co nuda potrafiła robić z ludźmi. W końcu nadszedł ten wyczekiwany moment.
- Aaa!- krzyknęła cicho, a ja zatkałam sobie usta dłonią, powstrzymując chichot. W końcu zdarłam jej ten uśmieszek z twarzy.- Co? Jak?- pytała przestrzeń i oceniała szkody.- Kto to zrobił?- popatrzyła w moim kierunku i uniosła jedną brew w geście zamyślenia. Po kilku sekundach pokiwała głową i weszła z powrotem do swojego mieszkania. Miałam przekichane. Czułam, że rozpętałam wojnę, ale wtedy był czas na świętowanie wygranej bitwy.
   Tego samego dnia odrobinę zmęczona musiałam się udać zapisać do szkoły rodzenia i przyjść na pierwsze zajęcia. Nie mam pojęcia dlaczego, ale żywiłam nadzieję, że może nie będę tam jedyna samotna. Nadzieja matką głupich. Tylko ja wykonywałam te ćwiczenia sama. Nie wytrzymałam i zawinęłam się do domu o wiele wcześniej. Zwykle nie płacze, praktycznie nigdy mi się to nie zdarza, ale hormony ciążowe po raz kolejny dały o sobie znać i już przy bloku kilka łez pociekło mi po policzku. Na myśl jak ci ludzie oczekiwali tego dziecka, jak byli w to zaangażowani, jak się kochali... Było mi po prostu przykro. Nasze nie było oczekiwanie. Żadne z nas nie zaangażowało się w tą ciążę. Nie kochaliśmy się... Wszystko było nie tak jak powinno. W marnym nastroju weszłam do mieszkania, nie zwracając uwagi na to, że te drzwi były otwarte.
- O, cześć!- usłyszałam głos siatkarza z głębi mieszkania. Szybko otarłam łzy, by ten nic nie zauważył.
- Cześć, cześć i jak wynik?
- Wygraliśmy!
- Gratulacje- siliłam się na normalny ton.- Ja pójdę się trochę położyć.
- Wszystko okej?- spytał, przyglądając mi się.
- Tak, tylko się nie wyspałam- wyjaśniłam i wręcz uciekłam do swojego pokoju. Przebrałam się w spodenki i bluzę, włączyłam bajkę na pocieszenie i położyłam do łóżka, szczelnie owijając się kołdrą. Nie bardzo mogłam skupić się na fabule, gdyż wciąż byłam przygnębiona wydarzeniami z przed kilku godzin. Po niecałej godzinie usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę- zawołałam cichym głosem.
- Mogę?- spytał Szalpuk, a ja pokiwałam głową.- Mam coś na te twoje smutki- powiedział wesoło, wchodząc w głąb mojej sypialni.- To kotlet- wyciągnął talerz zza pleców.- I to spalony.
- Spalony?-spytałam z nadzieją, podrywając się do pozycji siedzącej. Pokiwał entuzjastycznie głową, wręczając mi moje ostatnimi czasy ulubione danie, siadając obok mnie. Wdzięczna zajęłam się zajadaniem smutków.
- Powiesz mi co nie gra? Nie wrzeszczysz, nie docinasz, zamykasz się, a to znaczy, że coś jest nie tak!- oznajmił odkrywczo.
- Byłam w szkole rodzenia z polecenie pani ginekolog i trochę dobiła mnie atmosfera. I nie wiem jak tam znowu pójdę. To pewnie przez te hormony nie ma się co martwić. Przejdzie mi- uśmiechnęłam się do niego.
- W ogóle nie wiesz co się stało z kwiatkiem naszej sąsiadki?- spytał po krótkiej chwili ciszy. Skuliłam się w sobie, nie umiejąc zaprzeczyć.- Wiedziałem! Po prostu wiedziałem! Dlaczego?
- Oj, zasłużyła sobie!- broniłam się.- Była dla mnie wredna.
- A nie było na odwrót?
- Ja była wredna, dlatego że to ona zaczęła i zasłużyła na taką zemstę!- warknęłam.
- Jak dobrze być w domu- odetchnął z ulgą, słysząc mój ton.- To jaką bajkę oglądamy?

   Dwa dni później ponownie musiałam pojawić się w szkółce na zajęciach. Nie śmiałam prosić współlokatora o towarzystwo z kilku powodów. Po pierwsze to nie było w moim stylu. Po drugie to byłoby niezręczne. Po trzecie był na treningu. Dlatego przyszłam na ostatnią chwilę i zajęłam możliwie jak najbardziej odosobnione miejsce.
- Dzień dobry, wszystkim!- przywitała się instruktorka.- Może zaczniemy standardowo?- Jak na zawołanie kobiety przyjęły odpowiednie pozycje, a partnerzy asekurowali je, obejmując delikatnie od tyłu. Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić, ale mimowolnie zrobiło mi się smutno. W tej chwili drzwi się otworzyły i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie- Szalpuk odszukał mnie wzrokiem i szybko do mnie podszedł. Nie mogłam ukryć uśmiechu i uczucia wzruszenia, które rozlało się na mojej duszy. Domyślił się o co chodziło. Przyszedł. Zależało mu. Poszedł za śladami innych panów i objął mnie delikatnie.
- Dziękuje- powiedziałam cicho i odważyłam się pocałować go w policzek. Jednak nie byłam sama.

***
Dziękuje za wszystkie nominacje do LA :) Odpowiem na wszystkie pytania, kiedy znajdę trochę czasu, bo niestety musze tracić czas i drugi raz czytać "Lalkę" bo podobno nie czytałam -.-.
Dla Was w każdym razie życzę Wesołych Świat i przystępnych nauczycieli :)
Do soboty mam nadzieję <3

9 komentarzy:

  1. Cudne ❤
    Uwielbiam ciążową Tośkę! Jej zemsta była epicka, gratuluję pomysłowości! :D xD A ten kotlet dopełnił wszystko, leżę i płaczę 😂 Kocham to ❤ 😂
    Również życzę Wesołych Świąt, smacznego jajka i mokrego dyngusa ❤
    Pozdrawiam cieplutko,
    DarkSide ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo boże ❤ poprostu kocham! ❤❤❤ jakie slodziaki ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. ♡♡♡♡♡♡♡♡♡
    Zemsta musiała być słodka ☆
    I Artur w szkole rodzenia♡
    Boję się, że ta "sielanka" długo nie potrwa.
    Co do Lalki. Wiem, że będąc w klasie maturalnej nie powinnam tego mówić, ale najpierw przeczytaj streszczenie na bryku a później obejrzyj streszczenie Miecia na yt
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Mam coś na te twoje smutki- powiedział wesoło, wchodząc w głąb mojej sypialni.- To kotlet- wyciągnął talerz zza pleców.- I to spalony." Wyobraziłam sobie również Szalpuka entuzjastycznie kiwającego głową i dało to efekt w postaci wybuchu głośnym śmiechem haha :D
    Ojeju, Arturkowi zależy ^^
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Akcja z podtruciem kwiatka sąsiadki najlepsza ^^
    Arczi taki kochany *.* Spalony kotlet i to przybycie do szkoły rodzenia <3 Genialny rozdział <3
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zakochałam się! I sama nie wiem w kim bardziej. W przepełnionej hormonami Tośce, czy słodkim Arturze. Ale jedno jest pewne, będą genialnymi rodzicami. :) Tylko, kurcze ja czekam na jakąś ostrzejszą scenę, no przecież ich do siebie ciągnie, no.
    Z niecierpliwością czekam na więcej. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć!
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Szczegóły na http://belchatowskie-lovestory.blogspot.com/2016/04/liebster-blog-award-x5.html?m=1
    Pozdrawiamy!
    Iadala&Hachiko

    OdpowiedzUsuń