sobota, 12 marca 2016

Rozdział 10

   Tak jak się spodziewałam, nie było nam łatwo. Mieszkanie z kimś wcale nie jest taka prostą rzeczą jaką mogłoby się wydawać. Musisz akceptować czyjeś wady, musisz ciągle szukać kompromisów. Od współlokatora tak naprawdę nie ma ucieczki i dlatego jedyna możliwa opcja do prowadzenia pokojowego życia to dogadanie się. O wiele wygodniej jest, gdy jedna strona potrafi odpuścić, ale gorzej, kiedy spotkają się dwa silne, nieustępliwe charaktery, które nie przywykły do porażki. Stąd w naszych wynajętych czterech kątach słychać było ciągłe wrzaski. Ale mimo tych ciągłych kłótni jakoś żadne nie zamykało się w pokoju, tylko raczej przebywaliśmy w salonie. Niby mogłam siedzieć swojej sypialni i wychodzić tylko wtedy, kiedy było to konieczne, jednak coś nie uśmiechało mi się siedzieć samej, gdy obok był taki ktoś.
Stała się rzecz dziwna, gdyż po raz pierwszy w życiu moje zachowanie stało się dla mnie czymś kompletnie niezrozumiałym. Odkąd pamiętałam nie ciągnęło mnie do spędzania czasu z drugim człowiekiem. Owszem miałam znajomych, ale tylko znajomych. Typowe pieprzenie, że każdy potrzebuje przyjaciela, było dla mnie tylko pijackim bełkotem. Ja dzieliłam świat na samowystarczalnych oraz tych, co sami nie dają sobie rady i szukają oparcia w innych. Innymi słowy, byli ludzie silni i słabi. Ja oczywiście siebie zaliczałam do tych lepiej przystosowanych do dzisiejszego świata- niezależnych. Dlatego znałam kilka osób, z którymi chodziłam na imprezy, ale kierowała mną potrzeba zabicia czasu, a nie niepotrzebnego gadania.
   Jednak ludzkie poglądy wciąż ulegają ewolucji. Nawet osoba tak mocno trzymająca się swoich przekonać jak ja, musiała co nieco zmienić. Zaczęłam na wspólne spędzanie czasu patrzeć inaczej. Wmawiałam sobie, że tak naprawdę spędzam z siatkarzem czas tylko z nudów. Ale prawda była taka, że nie znałam powodu, przez który ciągnęło mnie w jego stronę. Powoli rozumiałam powody, dla których ludzie chcą po prostu pobyć w swoim towarzystwie. Sam ten fakt, że zaczęło mi się to podobać, wpędzał mnie w panikę, bo kiedy dopuszczasz do siebie ludzi, zawsze, prędzej czy później, spotka cię rozczarowanie. Nie ma ludzi niezawodnych i ja dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. Wiedziałam też, że jeśli u mnie ktoś sobie nagrabi to miał niemal pewność, że nie ma do mnie powrotu. Mimo tej wiedzy, nie zaprzestawałam co dnia wpędzać się w sidła. Spędzanie z przyjmującym czasu sprawiało mi przyjemność, choć codziennie wywoływał we mnie chęć mordu...
- Artur!- warknęłam z kuchni, patrząc na pusty garnek po sosie od spaghetti.
- Co się drzesz?- spytał znudzony. Fakt, że mój podniesiony ton głosu nie zrobił na nim żadnego wrażenia, powinien już sugerować jak często go używałam.
- Powiesz mi, dlaczego tutaj nie ma tego co tu było?!
- Emmm? Bo zjadłem?- wzruszył ramionami.- Ale tam była tylko marna resztka.
- Ja ci dam marna resztka ty głąbie ty!
- Uspokój się- wywrócił teatralnie oczami.- Przecież możesz zjeść coś innego.
- Ja muszę zjeść TO spaghetti!
- Wciekasz się o spaghetti ze słoika, które nie powala na kolana?
- Przeprasza bardzo, skoro nie powala na kolana to po cholerę żeś to zjadł?!
- Kupię ci z samego rana, ale już nie krzycz, bo sąsiedzi się znowu zlecą.
- Z samego rana?- spytałam dla pewności już łagodnym głosem.
- Słowo-  obiecał.
- Ale z samego rana- przestrzegłam.- Tylko musi być koniecznie to i żadne inne. Weź sobie słoik na wzór- powiedziałam wymijając go.
- A ty gdzie?
- Idę spać, bo jedyne o czym teraz myślę to spaghetti więc lepiej, żeby było już rano.
Mimo mojego silnego postanowienia nie mogłam zasnąć. Kręciłam się z boku na bok, licząc w myślach, na głos barany, owce i kangury, ale koniec końców poddałam się, widząc, że próbuję bezskutecznie usnąć, którąś godzinę. Znałam przyczynę. Wiedziałam, że nie usnę póki nie zjem tego na co mam ochotę. Myśl o jedzeniu upragnionego dania sprawiła, że poranek stał się dla mnie zbyt odległą przyszłością. Westchnęłam zrezygnowana i wstałam z łóżka. Na paluszkach przeszłam przez korytarz, nie chcąc obudzić siatkarza. Starając się być jak najciszej, ubrałam buty.
- Co ty robisz?- usłyszałam ni stąd ni zowąd.
- Aaaa!- krzyknęłam, i krzyczałabym dalej, gdyby nie przyjmujący, który zakrył mi usta swoją dłonią.
- Cicho!- skarcił mnie.
- Zwariowałeś?!- skarciłam go szeptem.- Myślałam, że zawału dostanę.
- Dokąd ty się wybierasz?
- Po słoik swojego spaghetti-  powiedziałam, zmykając oczy, wiedząc jaki wykład o odpowiedzialności, niebezpieczeństwach i dbaniu o siebie usłyszę. I rzeczywiście. Nie pomyliłam się. Choć starałam się słuchać tego co ma Szalpuk do powiedzenia, nie pamiętam ani słowa z jego monologu.- Przykro mi, ale mój mózg nie może pozwolić mi na zaśnięcie póki nie zjem tego co chcę- wzruszyłam ramionami.- Także jeśli będziesz taki dobry i usuniesz mi się z drogi będę wdzięczna- uśmiechnęłam się krzywo.
- Poczekaj, zajedziemy po ten pieprzony sos- mruknął niezadowolony.
- Przecież mogę sobie zajść... Dobra!- uniosłam ręce w geście kapitulacji, widząc jak otwiera usta, by mi prawić kazania.- Tylko nie zaczynaj znów o gwałcicielach, złodziejach, poronieniu i wszystkim innym o czym muszę wysłuchiwać od ciebie w takich sytuacjach.
   Czekałam przy drzwiach niczym obrażona nastolatka, której nie chce pozwolić iść na imprezę ojciec. Gdy już dostałam pozwolenie na opuszczenie mieszkania w dalszym ciągu miała ofucałą minę. Atmosfery nie poprawiał fakt, że Artur też nie był do końca zadowolony z tego, że musi ze mną jeździć po sklepach. Pojechaliśmy do pierwszego otwartego, ale nie było w nim upragnionej rzeczy. I dlatego pojechaliśmy do drugiego supermarketu, a potem trzeciego i przyszła kolej na czwarty, ale też z marnym skutkiem. Aż szok, że tyle sklepów całodobowych było w Radomiu, nie licząc oczywiście monopolowych.
- Czy to musi być naprawdę naprawdę naprawdę ten?
- Taaaak!- powiedziałam, płaczliwym głosem.- Ten i żaden inny. Mówiłam ci, ż...
- Tak wiem! W ciąży już tak jest i kiedy twój żołądek domaga się czegoś konkretnego to gardzi wszystkim innym nawet daniami z restauracji Wojciecha Modesta Amaro- przerwał mi znudzony.
- No więc sam widzisz no!
- Może na stacji benzynowej będzie. Dobrze, że wzięliśmy ten słoik- mruknął pod nosem. Wyszliśmy z samochodu, kierując się do sympatycznie wyglądającej pracownicy stacji.
- Proszę niech mi pani powie, że ma pani dokładnie ten sos do spaghetti!- wręcz błagał kobietę Szalpuk wręczając jej słoik. Kasjerka wzięła go do ręki, przyglądając się nam podejrzliwie.
- Tak, jest- zapewniła go z nerwowym śmiechem po chwili.
- Dzięki Bogu, poproszę ze trzy słoiki.
Zaopatrzeni w pożądane produkty mogliśmy wrócić do domu. Kiedy przekroczyliśmy próg mieszkania dochodziła czwarta. Siatkarz położył reklamówkę na stole, a ja otworzyłam szafkę w celu zlokalizowania makaronu, ale mój wzrok natrafił na coś innego, a mianowicie pięknie prezentujący się słoiczek z masłem orzechowym. W ułamku sekundy porzuciłam marzenia o makaronie z sosem, na rzecz brązowego kremu.
- Ale co ty robisz?- zdziwił się mój współlokator.
- Kanapkę z masłem orzechowym- wzruszyłam ramionami.
- A spaghetti?
- Już nie mam ochoty- powiedziałam, czego chwilę później żałowałam. Twarz przyjmującego zrobiła się wpierw czerwona, potem fioletowa, a następnie purpurowa.
- Ty jesteś jakaś nienormalna! Idź się lecz!- stwierdził i tyle go widziałam. Trzasnął drzwiami od swojej sypialni i zapanowała cisza. O co mu chodziło?
***
Przepraszam, że tak późno, ale nie było mnie dzisiaj w domu, a po powrocie mój laptop stwierdził, że to dobry czas na przeprowadzenie aktualizacji, która trwała i trwała i trwała....
Myślałam, że nie zdążę, ale ból jak widać potęguje moją wenę więc macie dłuższy rozdział niż w zeszłym tygodniu <3
Do następnego <3

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam kłótnie tej dwójki :D
    Widać, że się docierają. Cóż muszą jakoś dojść do kompromisu i jakoś sobie poukładać wspólne życie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahhaha leże ze śmiechu po prostu :D Tośka jest genialna! Aż podziwiam Artura, że z nią wytrzymuje. na mój gust, to oni bardzo sie polubili, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dalej ze sobą mieszkają? Niby łączy ich dziecko, ale to chyba wersja tak dla ludzi. Sama Tośka przyznaje się sama ze sobą, że coś jest na rzeczy, bo nigdy wcześniej nie ciągnęło jej do żadnego człowieka bardziej. Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha kobieto to jest genialne xD *.* Tośka powala mnie na kolana:D
    Brawo Artur xD Jak Ty z nią chłopie wytrzymujesz? ^^ Podziwiam ;3
    Coś Tośka za bardzo nam Arcziego polubiła ^^ Coś jest na rzeczy xD
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Płacze, ze śmiechu normalnie :'D Tośka daje Arturowi niezły wycisk przez te ciążowe humorki. XD
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahha no to nieźle dziewczyna urządziła naszego Arcziego xD
    Następnym razem pomyśli z 500 razy zanim zje coś, co należy do Niej.
    Oni są tacy słodcy xD a Artur zapewne czeka ma to,aż dziewczyna urodzi i skończą się Jej ciążowe humorki ^^
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Tośka jest nienormalna! Ona powinna w spożywczym zamieszkać, żeby uchronić Szalupę przed przedwczesnym osiwieniem! ;DD
    Podziwiam Artura, że jeszcze ma do niej siłę. Ja bym nie miała. ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń