sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział 13

   Są chwile, kiedy wszystko się zmienia. Ten dzień był jedną z nich. To co zrobił Szalpuk niosło za sobą olbrzymie znaczenie, choć wydawać się to mogło drobnostką. No bo cóż to takiego przyjść na jakieś tam zajęcia, żeby drugiej osobie nie było przykro. Jednak nie do końca zdradziłam mu powód, dla którego było mi źle. Zawsze mógł pomyśleć, że instruktorka jest niemiła, bądź niekompetentna, doradzić mi zmianę zajęć bądź zrezygnowanie z nich. Ale on przyszedł, bo wiedział jak samotność wśród tych ludzi musiała mnie zaboleć. Żeby dojść do takich wniosków musiał się nad tym zastanawiać, a to z kolei oznaczało, że moja osoba nie była mu obojętna. Chyba, że mam skłonności do nadmiernego analizowania czyjegoś zachowania i chciałam w ten sposób wnioskować. Mogłam wypierać się wszystkiego, ale fakt, że był tam dla mnie, że mu zależało na mojej osobie przyprawiał mnie o palpitację serca i bardzo mi się to podobało.
W drodze powrotnej patrzyłam na jego twarz, pragnąc poznać jego myśli. Jak w zaistniałych okolicznościach miałabym być dla niego wredna? Nie umiałam tego. Nie po tym jak wspaniale się zachował. Nasze dotychczasowe stosunki opierały się praktycznie tylko i wyłącznie na docinkach. Skoro nie umiałam się na nie zdobyć, w samochodzie zapanowała cisza, której żaden z nas nie ośmielił się przerwać. W milczeniu dotarliśmy do mieszkanie i zalęgliśmy na kanapie.
- Zmęczona?- spytał w końcu Szalpuk.
- Nawet bardzo. Nigdy nie myślałam, że ćwiczenia dla kobiet w ciąży są takie męczące.
- Chyba nigdy nie grałaś w siatkówkę, to dopiero potrafi zmęczyć.
- To prawda, nie grałam- przyznałam, wzruszając ramionami.
- Żartujesz sobie ze mnie...- podparł się na łokciach i popatrzył na mnie spod byka.
- Nie żartuję. Nie umiem odbić piłki, nie znam do końca zasad i nigdy nie widziałam meczu w całości- wyjaśniłam szybko.
- Nigdy? Nic?- jego głos już bardziej przypominał pisk.
- Nic a nic- potwierdziłam.
- Ale jak?! Stop w szkole jest siatkówka! Musiałaś się coś uczyć!- szukał iskierki nadziei.
- Jak była na w-fie siatkówka to siadałam na ławce. Nie zmusili mnie nigdy, żeby odbić piłkę.
- Ale dlaczego?
- Powiedzmy, że po prostu nie przepadam za siatkówką- oznajmiłam, patrząc w podłogę.
- Ranisz mnie! Nie! Nie ma zgody na takie cosie!
- Cosie?
- No nie do końca wiem jak nazwać to co ty wyczyniasz! Przecież, przecież...- próbował znaleźć słowa, ale zwyczajnie mu ich brakowało. No cóż szok to szok. Jeśli, by się dowiedział, że na dodatek jedynym siatkarzem, którego toleruje jest on, to nie chce wiedzieć, co by się działo. Dlatego zamknęłam buzię na kłódkę, nie wywołując lawiny zbędnych pytań.
- Arturek, no tak to w życiu bywa.
- Nie zgadzam się!- zaprotestował po raz kolejny.- To się w ciągu najbliższych kilku miesięcy musi zmienić.
- A to niby czemu?
- Nie będzie nasze dziecko wychowywane w nienawiści do siatkówki.
- Jeśli mi podasz jakiś argument, który mnie przekona chociaż do pomyślenia o zmianie zdania, to możemy negocjować.
- A żebyś wiedziała, że ci podam- oznajmił, a ja popatrzyłam na niego wyczekująco.- Ale podam go nie dziś tylko w najbliższym czasie- wzruszył ramionami i wrócił do oglądania telewizora, od czasu do czasu kręcąc głową z niedowierzania. W duszy życzyłam mu powodzenia w szukaniu, nie wiedział na jaką trudną misję się porwał.

   Okres przedświąteczny to jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie okresów w roku. Jednym słowem po prostu go nienawidziłam. To nie był czas radości, pojednania, a raczej fałszu, bólu, poczucia niesprawiedliwości. Jeśli ktoś jest szczęśliwy to jest szczęśliwy przez cały rok. Tym, których los mniej hojnie obdarzył, przysparza jeszcze więcej cierpień niż przez resztę dni w roku. Gdy brak wyjątkowej okazji można zająć się zwykłymi sprawami, które w czasie świat wydają się po prostu śmieszne i bezsensowne. Ludzie ulegają temu klimatowi i tylko utrudniają całą sprawę.
- Wiesz tak sobie myślałem, że może pojedziesz na święta ze mną?- spytał niepewnie Szalpuk.
- To nie jest najlepszy pomysł. Ale dziękuje, że o mnie pomyślałeś.
- Tak głupio, żebyś tak sama tu siedziała- próbował mnie przekonać.
- Jestem dużą dziewczynką i już nie raz zostawałam na noc sama.
- Teraz to co innego... Są święta- powiedział wlepiając wzrok w podłogę.
- Ja tego tak nie odbieram. Nie masz się o co martwić.
- Świąt też nie lubisz?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.- Rozumiem, ale jakbyś zmieniła zdanie to wiesz...
- Wiem, wiem, dzięki.

   Nie zmieniłam zdania. Miałabym się pchać do obcych mi ludzi, ciągle się pilnować, a najlepiej w ogóle nie odzywać, żeby przypadkiem niczego nie chlapnąć. Zdecydowanie to nie było dla mnie.
- To ostatnia szansa, żeby wziąć udział w niesamowitej podróży do wnętrza Ziemi, a konkretnie do Olsztyna!- krzyknął siatkarz z korytarza.
- Wciąż nie zmieniłam zdania- oznajmiłam, śmiejąc się pod nosem i opierając o ścianę.
- Warto próbować. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia- odpowiedziałam i zaczęłam iść w kierunku salony, ale nieoczekiwanie przyjmujący złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie, a następnie zamknął w niedźwiedzim uścisku. Po kilku sekundach mnie uwolnił i szybko opuścił mieszkanie.
I tak zostałam sama. Powtarzałam sobie, że to nic takiego, że gdybym nie uciekła to w tym momencie chciałabym popełnić samobójstwo widelcem o ile bym się pojawiła na  wigilii. Tak było każdego roku. Wszyscy zaliczali się do grona szczęśliwej, idealnej familii tylko ja byłam na uboczu. Zawsze Antonina psuła święta, magiczną atmosferę, strzelała fochy, nie potrafiła się zachować i nie pasowała to bajecznego obrazka rodziny.  Jednak czułam małe ukłucie w sercu na myśl, że Szalpuka nie było obok. Mógł po prostu siedzieć ze mną na kanapie i się nie odzywać, wystarczyło by mi to, że jest obok. I tak oto w smutku zajadałam przed telewizorem popcorn,oglądając Kevina i  wyklinając w myślach Boże Narodzenie. Na szczęście po godzinie dwudziestej drugiej zmorzył mnie pół sen, który przerwał moje rozważania na temat własnej niedoli. Zachowałam pewną świadomość, ale nie byłam zdolna do takich ciężkich rozważań. Jednak zerwałam się na równe nogi, gdy usłyszałam jak ktoś szpera przy zamku w drzwiach. Pobiegłam na paluszkach do kuchni i wyciągnęłam z szuflady największy nóż. Nie mogłam oddać mieszkania bez walki i w myśl tej idei, czekałam pod drzwiami z uniesionym ostrym narzędziem. Klamka opadła w dół, drzwi się powoli otworzyły, a jakaś postać wsunęła się delikatnie wgłąb mieszania.
- Aaaa!- wrzasnęłam i ruszyłam do ataku, ale złoczyńca złapał mnie za nadgarstki i zapalił światło.
- Co ty robisz?!
- Szalpuk! Co ja robię? Czemu ty się tak skradasz! Myślałam, że to jakiś bandzior.
- Mów sobie co chcesz, ale jak dla mnie w święta nikt nie powinien być sam- oznajmił, a ja się uśmiechnęłam lekko pod nosem.- Idź do salonu bo zepsujesz niespodziankę!- warknął.
- Jaką nie.. Okej, idę. Nie patrz tak!- uniosłam ręce w obronnym geście i poszłam z powrotem na kanapę. Po kilku minutach do salonu przyszedł siatkarz z brodą i czapką Świętego Mikołaja. Na jego widok nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Ho, ho, ho! Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- Z czerwonego worka wyciągnął zapakowany prezent i wręczył mi go.
- Dziękuje, ale ja dla ciebie nic nie mam...- zmieszałam się trochę. Usiadł obok mnie i ściągnął przebranie.
- Tutaj- wskazał palcem na swój policzek.
- Dziękuje-  powtórzyłam i dałam mu buziaka.
- Ale otwórz no!
- Dobra! Nie krzycz kurde!- szybko pozbyłam się papieru i zajrzałam do środka pudełka.- Aaa! Kocyk z głową Olafa! Dziękuje!- rzuciłam się  mu na szyję i mocno przytuliłam.
- Cieszysz się?
- No, jasne! To najlepszy prezent jaki w życiu dostałam! Boże, człowieku jak ja cię uwielbiam!
- A nie mówiłem, że z ludźmi w święta raźniej?
- Mówiłeś, mówiłeś- przyznałam mu racje i ponownie rzuciłam mu się na szyję, tuląc mocno.- Mam ochotę wyprzytulać cię na śmierć.

***
Za dużo tej sielanki, w następnym rozdziale będzie trzeba coś pokomplikować :) Przepraszam, że rozdział tak późno, co prawda powstał wczoraj, ale dzisiaj z samego rana zerwali mnie z łóżka i dopiero teraz znalazłam czas. Także za błedy i inne niedogodności przepraszam <3
Rozdział dla aguśki, za ostatnie małe porady dotyczące czytania "Lalki", ale niestety muszę znać szczegół takie jak konkretne przykłady ubrania Izabeli Łęckiej bo jeśli nie powiem jakiego dnia jakie majtki miała na sobie to znaczy, że nie czytałam lektury xd
Do soboty ^^

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam tego bloga i już nie mogę doczekać się następnego rozdziału, i mimo twoich uprzedzeń mam nadzieję, że nie zepsujesz tej sielanki za bardzo, ponieważ jest baardzo słodka i wręcz urocza :D No i Szalpi jak się postarał z tym prezentem- nie spodziewałabym się tego po nim :) <3 No nic, czekam na kolejny rozdział i przesyłam całusy i dużoo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Izabela była... prostytutką (co by było kulturalnie) nie zapomnij!!
    Bez przesady, nas na humanie nie pytano o takie bzdury, po co Ci to, yolo jak to się mówi XD
    Sielaneczka ♡♡♡♡ napisałam już ostatnio,że jest jej za dużo, ale dla mnie może być już do końca ♡♡
    Rozpływam się nad Arturem i Tośka awww ♡♡ jednak bardziej nad Arturem, no
    Też czuję, że teraz wszystko się zmieni...
    Dziękuję za dedykację;*
    ps. czekałam od samego rana na rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny i ideolo *.*
    Tośka z nożem w dłoni? ^^ To musiało wyglądać przezabawnie :D Arcziiiiii <3 Blondasek kochany :3 To takie słodkie co zrobił dla Tośki, rozpływam się *.*
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział. Uwielbiam czytać twoje opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    A w wolnym czasie zapraszam do siebie:
    http://siatkowkadozyciapotrzebna.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Artur <3 Jeśli Tośka go nie chce, to ja go przygarnę :) A tak serio, jest słodko i dobrze. Nie mam nic przeciwko, żeby tak zostało do końca. Chociaż może dzięki tym przeciwnością, zrozumieją coś więcej.
    Czekam z niecierpliwością na następny (wiesz, że zaglądałam tu w sobotę co chwilę i nie było tu nic, a jak się pojawiło, to ogarnęłam to dopiero teraz)
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam to opowiadanie <3
    Nie mieszaj im za bardzo, tylko troszkę, nie dużo! Tak sielankowo jest dobrze, nikt tu chyba nie narzeka :D

    OdpowiedzUsuń