sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 14

   Po raz pierwszy w życiu tyle się śmiałam podczas świąt. Oczywiście nie mniej się kłóciłam, ale mimo tego było to najszczęśliwsze Boże Narodzenie odkąd pamiętam. Co prawda spędziłam go praktycznie cały czas na kanapie, oglądając filmy, ale czy to ważne? Nie trudno się domyśleć w jakiej atmosferze do tej pory spędzałam te dni.
Nie poszłam do kościoła, nie czułam tego klimatu, ale nawpychałam się tyle, iż można rzec, że pewna tradycja została zachowana. Jednak cieszyłam się, kiedy "magiczny" czas dobiegał końca. Wszystko na ulicy miało wrócić do normalności, a w telewizji nastąpić koniec całej tej świątecznej szopki. Szalpukowi zostało ostatnie kilka godzin, by nacieszyć się chwilami wolności, gdyż następnego dnia musiał z samego rana stawić się na treningu. Wspólnie spędzony wieczór w zasadzie nie różnił się od poprzednich oprócz tego, że było okropnie gorąco.
- Idź skręć kaloryfer- polecił siatkarz, a ja popatrzyłam na niego spod byka.
- Sam sobie idź!
- Nie chcę mi się.
- Mi też wyobraź sobie!
- Sama tego chciałaś- powiedział i ściągnął koszulkę.- Przykro mi, ale nie wytrzymam.
- Leń- prychnęłam.- I w ogóle jeśli myślisz, że robisz mi na złość to się grubo mylisz!
- Nie wiem co ja ci robię, ale nie chciałaś, żebym chodził bez koszulki. Stop jak to było?- starał się sobie przypomnieć.- Rzucisz się na mnie, bo jesteś napalona jak ruski czołg?
- Jak widzisz hormony robią swoje- wzruszyłam ramionami.- Ale teraz nie chciałoby mi się na ciebie rzucać, jesteś za daleko, a mi wygodnie.
- Wmawiaj sobie, że to hormony.
- A niby co?- podniosłam się do pozycji siedzącej.- Jeśli masz na myśli tamtą noc i na serio myślisz, że byłeś tak niesamowity to muszę cię zmartwić.
- Co słucham?!- nadepnęłam na jego ego.- Nie słyszałem wtedy jęków cierpienia, tylko czegoś innego!
- Możesz mi wmówić wszystko, bo w zasadzie to niewiele pamiętam.
- Jak to niewiele pamiętasz?
- No normalnie. Myślę tamten wieczór, a mój mózg nie podsyła mi za wiele wspomnień- tłumaczyłam spokojnie, nie zważając na jego ton i wciąż wpatrując się w telewizor.- Jest kilka opcji. Pierwsza było tak okropnie, że moja podświadomość nie chce tego pamiętać. Druga było tak nudno, że nie warto. Trzecia byłam zbyt pijana.
- Okropnie i nudno?!- oburzał się z sekundy na sekundę coraz bardziej.
- Także jeśli się na ciebie rzucę to tylko przez hormony- dokończyłam rzeczowo.
- Nie pamiętasz nic a nic?
- Coś tam w klubie jak na mnie napadłeś ze swoją buźką- zaśmiałam się.- Nic nadzwyczajnego. Rewolucji w całowaniu to ty nie zrobiłeś.
- O, przepraszam, proszę ja cię!- aż wstał.- Jeszcze mi nikt nie powiedział nigdy, że źle całuję! I nie dam sobie tego wmówić. Pewnie byłaś bardziej zalana niż myślisz! Udowodnię ci to!
- Niby jak? Masz wehikuł czasu?
- Nie, po prostu cię pocałuje- wzruszył ramionami.
- Co proszę?- popatrzyłam na niego jak na nienormalnego.
- Przecież to nic wielkiego. Udowodnię ci, że się mylisz. Chyba, że się boisz.
- Niby czego? Ty możesz się bać, że będę lepsza.
- Kochana ja wszystko pamiętam i jak widzisz też mnie nie powaliło.
- No tu już przegiąłeś!- uderzyłam ręką w stół i również wstałam z kanapy.- Ja- wskazałam na siebie palcem- świetnie całuje.
- Przekonajmy się.
- Dobra! Jak chcesz! Ja się nie mam czego bać- prychnęłam. Siatkarz przybliżył się do mnie, nie odrywając ode mnie wzroku. Położył na mojej talii i stanowczo przyciągnął mnie do siebie. Przejął kontrolę. Nie mogłam się poruszyć. Czekałam na to co zrobi, kiedy napięcie z każdą chwilą przybierało na sile. Przybliżył swoją twarz nieznacznie do moje jakby, czekając kiedy mu przerwę. Przymknęłam powieki i po chwili już poczułam jego usta na swoich, a wszystko inne przestało istnieć. Pierwszy pocałunek był niezwykle subtelny, był zaledwie muśnięciem, ale wywołał prawdziwą burzę. Przyjmujący z niezwykłą łatwością objął mnie mocniej i uniósł nad ziemię. Zarzuciłam mu ręce na szyję, które już po kilku sekundach swobodnie wędrowały po jego umięśnionym torsie. Odruchowo zaczęliśmy iść w kierunku sypialni, nie odrywając się od siebie ani na moment. Powinnam była przerwać, jakoś zareagować, ale nie byłam w stanie trzeźwo myśleć. Głos rozsądku zdołał się przebić przez panujący chaos w głowie dopiero, kiedy poczułam pod sobą miękki materac.
- Stop!- zaprotestowałam.
- O co chodzi?- spytał zdyszany.
- Co my robimy?
- Karzesz mi sobie to teraz tłumaczyć czy co?
- Nie, ale po wszystkim będzie dziwnie.
- Potraktujmy to jako działanie profilaktyczne.
- Zgoda, ale żebyś sobie po tym nie wyobrażał nie wiadomo czego- przestrzegłam.
- Prędzej ty niż ja- bronił się.
- Że c..- zamknął mi usta pocałunkiem, jednocześnie paraliżując moje myśli. Co ma być jutro to będzie jutro. Dalej było już tylko jego ciało obok  mojego, jego usta na moich. Aż było mi wstyd, że tego nie pamiętałam. Miał rację, był świetny. Był po prostu najlepszy.

Rankiem obudziłam się trochę zażenowana całą sytuacją, ale nie mogłam powiedzieć, że byłam niezaspokojona. Odwróciłam się na drugi bok i mimowolnie krzyknęłam, widząc opartego na łokciu Szalpuka.
- I kto miał rację?- spytał zadowolony z siebie.
- No nie było najgorzej- przewróciłam teatralnie oczami.- Ale między nami okej?
- Tak.
- To dobrze. Zbieram się- powiedziałam, zagarniając kołdrę.
-  Ej, zostaw moją kołdrę!- zażądał.
- A niby jak mam pójść do swojego pokoju?
- W nocy jakoś ci to nie przeszkadzało- oznajmił, kurczowo trzymając jeden róg.
- Tobie też- odparłam. Odwróciłam się na pięcie i wyszarpałam swoje prowizoryczne odzienie z rąk siatkarza, zrzucając go jednocześnie z łóżka.
- Ała! Tośka, kurwa no nie żyjesz!
Zdecydowanie wszystko było w normie.

   Kilka dni później, tuż po zajęciach w szkole rodzenia, poprosiłam Artura, żeby podwiózł mnie do centrum handlowego, bo chcąc nie chcąc, moje spodnie były coraz ciaśniejsze, a ja cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam spędzić w dresie, bądź po prostu w samej bieliźnie i bluzce do kolan. Szalpuk poszedł popatrzeć na obuwie sportowe, a ja spokojnie rozglądałam się za swoimi rzeczami, ale niespodziewanie usłyszałam ten głos...
- Tośka?- zamarłam. To nie mógł być on. Jednak postanowiłam się nie odwracać, przyspieszyłam kroku, mając nadzieję, że da mi spokój.- Tośka stój!- zagrzmiał jego głos, a ja miałam pewność. Wciąż nie patrząc w jego stronę, ruszyłam biegiem przed siebie, chcąc zniknąć mu z oczu. Wiedziałam, że miałam małe szanse. Siatkarz nie mógł nas zobaczyć. Z tą myślą zmusiłam się jeszcze do szybszego biegu, pragnąc jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.- Zatrzymać ją!-  krzyknął i rzeczywiście kilkoro ludzi próbowało, ale bez większego przekonania.- Zaczekaj! Tośka! Stój!- krzyczał za mną, zmuszając mnie jeszcze do większego wysiłku. W końcu udało mi się dotrzeć do wyjścia. Nie zwracałam uwagi na ludzi, których potrącałam, nie zwróciłam uwagi nawet na jadące samochody, kiedy wybiegłam na ulicę. W głowie miałam tylko jedną myśl, że muszę uciec. Biegnąc przez kolejne, coraz bardziej kręte uliczki, czułam na karku jego oddech. Udało mi się schować w bardziej zarośniętych krzakach. Przycisnęłam dłonie do ust, wiedząc, że za chwilę będzie koło mnie przebiegał, nie chcąc, by mnie usłyszał. Nie myliłam się po kilku sekundach, minął mnie, a ja w duchu dziękowałam wszelkim świętością, które nade mną w tamtej chwili czuwały. Po następnych kilku sekundach wyszłam z zarośli, kierując się w kompletnie inną stronę. Musiałam znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Zadając sobie w duchu pytanie skąd on się wziął w tym mieście, trzymałam się za brzuch, jednocześnie dławiąc łzami. Kiedy poziom adrenaliny w moim organizmie zaczął spadać, odczułam skutki mojego wysiłku. W kieszeni zaczął wibrować mi telefon.
- Tośka, gdzie ty jesteś?- usłyszałam znudzonego Szalpuka.
- Na rynku- powiedziałam, nie mogąc powstrzymać płaczliwego i rozhisteryzowanego tonu głosu.
- Co się stało?! Co ty tam robisz?- pytał, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie moje łkanie.- Spokojnie, zejdź na przystanek za minutę tam jestem- nakazał i rozłączył się. Posłusznie udałam się przez wskazane przez niego miejsce, gdzie po chwili się pojawił. Wsiadłam szybko do samochodu, chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.
- Jak ty wyglądasz? Co się stało?- dopytywał.
- Zabierz mnie do domu- byłam w stanie jedynie tyle z siebie wykrzesać. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się pod blokiem, bez słowa wyjaśnienia wysiadłam z auta i szybko poszłam do mieszkania. Siatkarz podreptał za mną, wyraźnie zdezorientowany moim nagłym napadem. A wcale nie było lepiej. Po przekroczeniu progu wpadłam w jeszcze większą histerię. Rzuciłam się na łóżko wtulając w poduszkę, chcąc skryć się przed całym światem.. Wszystko wróciło. Wiedział, gdzie jestem. Mogli teraz łatwiej mnie znaleźć. Czułam się taka bezbronna. Tak przerażona.
- Tosia...- Szalpuk delikatnie dotknął mojego ramienia. Nie panowałam nad sobą. Odwróciłam się do niego i ufnie wtuliłam w jego tors, wierząc, że przyniesie mi schronienie.- Spokojnie, nic ci ni grozi- przekonywał, ale czego by w tamtym momencie nie powiedział, nie przyniosło by to rezultatu. Tulił mnie do siebie, cierpliwie czekając, aż zapanuje nad emocjami, ale łzy nie przestawały płynąć. Po prawie pół godzinnym płaczu, w czasie którego Szalpuk coraz mocniej mnie obejmowałam, w miarę możliwości udało mi się opanować.- Lepiej?- spytał, a ja pokiwałam głową.- To teraz powiedz o co chodzi.
- Spotkałam dzisiaj mojego brata- powiedziałam, zachrypniętym głosem.
- To ty masz brata?!- zdziwił się, a ja pokiwałam głową.
- Mam całą rodzinę, ale uciekłam od nich wszystkich. Teraz, kiedy już zaczęłam zapominać o tym całym popierdolonym życiu, on się pojawił i zaczną mnie szukać!- powiedziałam wściekła i czułam jak emocje szykują się do następnego ataku.
- Już, ciiii... Spokojnie...- ponownie mnie objął, wiedząc do czego zaraz może dojść.
- Artur, oni nie mogą mnie znaleźć- powiedziałam.
- Zrobimy wszystko, żeby nie znaleźli- obiecał. Pocałował mnie w czoło i ponownie przytulił. Czując wdzięczność, jednocześnie wyklinałam go w myślach. Mogłabym znowu uciec... Ale przecież był on...

***
No to zaczynamy... xd 

7 komentarzy:

  1. No nieźle. Juz nie mogę się doczekać kolejnego. Mogę czytać i czytać i mi się nie znudzi. Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  2. i dobrze, że zaczynamy! :D
    Kocham jak są emocje i płacz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu końcówka ♡ "Mogłabym znowu uciec... Ale przecież był on..." to piękne, matko♡ już myślałam, że to ten Bruno,czy jak mu tam,na szczęście, chociaż w sumie nie wiem,to był jej brat. Może w końcu poznamy historię Tośki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni chyba sami jeszcze nie wiedzą, że coraz bardziej im na sobie zależy i się zakochują. Tośka chyba pierwszy raz dopuściła kogoś tak blisko siebie, więc to juz o czymś świadczy. Ale teraz jak widać zacznie się jazda... Aż się boję pomyśleć, co będzie robić jej rodzina żeby ją znaleźć, a co będzie jak się dowiedzą o ciąży...
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. <3 w całości kocham ten rozdział. Oni są tacy kochani i chyba powoli zaczyna między nimi kiełkować. To dobrze, że łączyć ich będzie nie tylko dziecko.
    Ciekawe, co takiego stało się między Tośką a jej rodziną. Więc zaczynamy i czekamy na więcej.
    Pozdrawiam i wolnej chwili zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń