- Co ja tu robię? Co ona tutaj robi?- wskazała na mnie ręką, co nieco mnie ocuciło i wycofałam się w głąb korytarza, a moje miejsce zajął Szalpuk.
- To nie takie proste- bronił się.
- A ja głupia na serio myślałam, że twoje zapewnienia są prawdziwe, że ona to jeden wielki błąd- w jej oczach powoli gromadziły się łzy. Nie mogłam na to patrzeć. Na paluszkach podreptałam do salonu, nie chcąc uczestniczyć w rozgrywającej się scenie, co wcale nie przeszkadzało mi w podsłuchiwaniu.
- Ola...
- Wielce się tłumaczyłeś, że alkohol, że nie wiedziałeś co robisz. I ja ci uwierzyłam. Właściwie nie wiem czego oczekiwałam. Wiesz po co tu przyszłam? Dać NAM drugą szansę. Ale długo po mnie nie płakałeś jak widać.
- Ola, zaczekaj!- siatkarz musiał wybiec za dziewczyną. Nie mogłam nie znać zakończenia. Podeszłam do drzwi i nasłuchiwałam.
- Ona nie ma gdzie pójść i,...
- Daruj sobie- przerwała mu.- Ja rozumiem pomoc, ale ona to nie był taki wielki błąd skoro pozwoliłeś jej u siebie mieszkać. Życzę szczęścia- prychnęła i zbiegła po klatce. Z powrotem pobiegłam na kanapę, gdyż nie uśmiechało mi się starcie twarzą w twarz z Arturem, którego pierwszy raz widziałam w takim stanie. Nie miałam zamiaru go dobijać. Czułam się jak piąte koło u wozu. Znowu... Fragment, który nie pasuje do całości. Element układanki, zakłócający harmonię i piękno całości. Przyjmujący dając upust swoim emocjom zamknął się w sypialni, wpierw trzaskając drzwiami. Wiedząc jaki mam na niego wpływ postanowiłam tym razem nie uprzykrzać mu życia tylko usunąć się, by mógł na spokojnie ochłonąć.
Nie bardzo wiedziałam, gdzie się udać i druga sprawa nie miałam dokąd. Nie byłam osobą, która z kimkolwiek była w jakiejś dłuższej zażyłości. Przyjaźń to dla mnie pojęcie znane z książek, filmów bądź opowieści. Może to wydaje się niemożliwe aczkolwiek nie czułam nigdy potrzeby przebywania z jedną i tą samą osobą. Byłam typem samotnika, który podporządkowywał się własnym zasadom. Nikt nie mógł mi dyktować warunków. Tym sposobem życie było dla mnie niezwykle proste choć zdawałam sobie sprawę, że moje podejście raczej odstrasza niż przyciąga ludzi. Coś mi się podobało- robiłam to, stawało się uciążliwe- rzucałam. Ktoś mi się podobał- spotykałam się z nim, przestawał być dla mnie atrakcyjny- urywałam kontakt. I tak było praktycznie ze wszystkim. Ludziom ciężko przyznać, że taka obojętność uproszcza rzeczywistość. Świat sam jest sobie winien wielu cierpieniom, rozczarowaniom, przykrościom. Szuka skomplikowanych rozwiązań problemów, nie chcąc wierzyć, że odpowiedź na wszystko jest banalnie prosta. Wystarczyłoby tylko nie dopuszczać do głosu sumienia, poczucia winy, czy obowiązku. Jednakże wszystko odbywa się koszem czegoś. To co uprzykrza codzienność, również nadaje jej ciepłych barw. Radość nie istniałaby bez smutku, wygrana bez przegranej, prawda bez kłamstwa, miłość bez nienawiści. Osobiście wybrałam życie niezależne, zimne, piękne, wolne od zobowiązań, kompromisów i obietnic. Miało to swoje plusy jak i minusy. Jedni współczuli mi z powodu braku miłości, tej "magicznej" drugiej osoby, która uczyniłaby moją rzeczywistość pełniejszą, doskonalszą. Ja widziałam brak nieprzespanych nocy, brak kłótni, martwienia się, wątpliwości, rozczarowań, złamanego serca. Bywały momenty, kiedy było mi z tą "wygodą" ciężko. Nie miałam się komu zwierzać, musiałam zawsze liczyć tylko na siebie, ale ilekroć było mi z tego powodu przykro dochodziłam do racjonalnego dla mnie wniosku, że ostatecznie więcej jest plusów niż minusów.
Do pracy na zmywaku byłam sceptycznie nastawiona. Zawsze mi się kojarzyła z poniżeniem. Jednak większą obelga byłoby dla pozostanie na utrzymaniu Szalpuka. Do tego dopuścić nie mogłam w żadnym wypadku. Dlatego cierpliwie myłam kolejne brudne naczynia, będąc wdzięczną, gdy ktoś karze mi obrać marchewkę. Jednak to zajęcie miało swój urok. Pracę na kuchni charakteryzował specyficzny klimat, który trudno obrać w słowa. Może i panami są tutaj hałas, krzątanina i pośpiech, ale gdy zaczynasz do tego przywykać potem pojawia się zafascynowanie, które prowadzi do miłości. I tak z dnia na dzień ten mały i być może prymitywny świat przyciągał mnie do siebie coraz bardziej. W końcu doszło też nawet do tego, że sama myśl o pracy sprawiała, że automatycznie się odprężałam. Przyglądałam się czynnościom kucharzy, podziwiając ich, tych którzy pierwszy raz w życiu wzbudzili we mnie pragnienie stania się kimś innym.
I tak też się stało, że obudziłam się którejś nocy, mając nieodpartą ochotę na smażonego kotleta. Identycznego, który spalił się w restauracji w wyniku czego ku mojemu łamiącemu się sercu musiał trafić do śmieci. Nigdy jakoś szczególnie za nimi nie przepadałam, ale ciąża potrafi zmienić nawet to. Starałam się o nim zapomnieć, ale tylko przewracałam się z boku na bok coraz intensywniej przywołując na myśl mięsko w panierce. Koniec końców skapitulowałam i poszłam do kuchni przygotować wymarzoną potrawę.
- Tośka co tak śmierdzi?- rozbudzony Szalpuk, zaspany i BEZ KOSZULKI przydreptał sprawdzić moje poczynania. Przełknęłam ślinę, nie mogąc oderwać wzroku od jego umięśnionego torsu. Nigdy nie widziałam go bez T-shirta stąd mój nieukrywany zachwyt.- Tośka!- krzyknął na mnie, sprawiając, że wróciłam na ziemię.- Możesz mi powiedzieć co ty robisz?- spytał siląc się na spokojny ton, ale wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą.
- Mam ochotę na kotleta- wzruszyłam ramionami.
- Zdejmij go z tej patelni!
- Ale ja mam chęć na spalonego!
- Przecież jest już przypalony, w całym domu śmierdzi!
- Nie jest WYSTARCZAJĄCO przypalony!- broniłam się. Siatkarz bez słowa podszedł i wyłączył gaz.- Odczep się od mojego kotleta!- tupnęłam nogą niczym mała, obrażona dziewczynka, zamierzając wrócić do swoich czynności, co uniemożliwił mi gospodarz.
- Czy ty masz jakieś niedojebanie mózgowe?
- Sam masz niedojebanie mózgowe! Najlepiej podaj mi swój numer KRS to ci zapisze 1% !
- To nie ja chcę spalić mieszkanie, bo mi się zachciało spalonego kotleta!
- Nie chciałam spalić mieszkania tylko kotleta, czy to tak ciężko zrozumieć?!
Po kolejnych pięciu minutach kłótni o jednego i tego samego kotleta usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Widzisz co narobiłaś? Pewnie sąsiedzi?
- Nie zwalaj winy na mnie- warknęłam. Szalpuk poszedł otworzyć, a moja wrodzona wścibskość nie pozwoliła mi na zostanie w kuchni.
- Dzień dobry, aspirant Grzegorz Troczek i Michał Wołacz, czy pan jest właścicielem mieszkania?
- Tak, o co chodzi?
- Dostaliśmy donos o zakłóceniu ciszy nocnej i rzeczywiście, postaliśmy troszeczkę pod drzwiami, państwa kłótnie słychać na całej klatce.
- Strasznie przepraszamy- podrapał się po głowie przyjmujący.
- A czy z panią wszystko w porządku?- policjant zwrócił się do mnie.- Czy nie dzieje się pani krzywda?
- Jaka krzywda?- zdziwił się Szalpuk.
- Proszę się uspokoić, nie z panem rozmawiam.
- Pewnie, że mi się dzieje!- oburzyłam się.- Niech pan sobie wyobrazi, że jestem w ciąży- zaczęłam mocno gestykulować- i on nie chce mi dać zjeść kotleta!
- Bo chcesz spalić nam mieszkanie!
- Nie mieszkanie tylko kotleta głąbie!
- Proszę państwa! Proszę przede wszystkim opanować emocje. Mogę skończyć na pouczeniu jeśli obiecacie państwo, że zachowacie już spokój.
- Oczywiście, dziękujemy bardzo- Artur pożegnał naszych "gości" i zostaliśmy sami.- Widzisz co narobiłaś? Z resztą nieważne- powiedział, widząc jak otwieram usta, by zacząć kontratak.- Zjedz tego kotleta i spokój.
Oboje skierowaliśmy się do kuchni. Szalpuk pił spokojnie sok z kartonu, a mną ponownie zaczęły rządzić emocje. Pociągnęłam nosem raz, drugi, trzeci, próbując zapanować nad łzami gromadzącymi się w moich oczach.
- Co zaś? Co się stało?- spytał łagodnie.
- Mój kotlet jest zimny- poskarżyłam się, co kompletnie załamało przyjmującego. Życie z kobietą w ciąże bywa ciężkie.
Dziś miała się odbyć nasza wizyta u ginekologa. Od samego rana pociły mi się ręce. Mimo, że zapewniano mnie o nieszkodliwości zabiegu, byłam przerażona. Nie odgryzałam się nawet Szalpukowi, kiedy mi docinał i perfidnie wykorzystywał moją niemoc, aż do samego wejścia do gabinetu.
- Pani Antonina W...
- Jestem- przerwałam asystentce, podnosząc się z krzesła i kierując do gabinetu. Siatkarz podążył za mną i niedługo po tym leżałam na łóżku, przygotowana do zabiegu.
- Proszę się nie denerwować, w Pani stanie to nie wskazane- zganiła mnie doktorka.
- Niech Pan weźmie wybrankę za rękę, na pewno jej to pomoże- uśmiechnęła się do chłopaka. Był skrępowany, z resztą ja też. Po chwili wahania, chwycił mnie za dłoń, próbując dodać otuchy. Popatrzyłam mu niepewnie w oczy, kompletnie nieruchomiejąc pod wpływem jego intensywnego spojrzenia. Czułam się odsłonięta, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku.
- I po wszystkim- usłyszałam wesoły głos lekarki.- Co nie było tak źle co?- zaśmiała się.
- I to już?- zdziwiłam się.
- Tak, tak. Jeszcze tylko od pana poproszę próbkę DNA i wyniki będą do dwóch tygodni.
Po pięciu minutach wychodziliśmy z kliniki, kierując się do samochodu.
- Możesz tak nie trzaskać tymi drzwiami?- syknął na mnie, gdy ledwo zdążyłam wsiąść do auta.
- Człowieku daj se siana na dzisiaj co?!- trafił na złą porę już nie byłam przestraszona. Organizm stwierdził, że nadszedł czas na wkurwienie. Owocem tego była kłótnia ciągnąca się przez całe miasto. To poniosło z sobą kolejne konsekwencje- zatrzymała nas policja.
- Witam, Paweł Jarmundowicz, przyczyną zatrzymania jest przekroczenie prędkości.
- Przepraszam, pierwszy raz mi się to zdarzyło- przyznał.
- A cóż takiego się stało?
- Trochę się posprzeczaliśmy i tyle- powiedział zgodnie z prawdą.- Jest w ciąży i nie potrafi się opanować- poskarżył się. Policjant popatrzył na niego, wyraźnie już się wahając, czy powinien go ukarać. O, nie! Żadnej solidarności! Przez cały dzień się nade mną znęcał i teraz jeszcze miało mu wszystko ujść płazem? Na pewno nie!
- Niech go pan nie słucha. Nie jestem w żadnej ciąży. Po prostu jeździ jak wariat i każdemu wciska jakiś kit. Niech mu pan wlepi mandat!- mówiłam pewnie. Szalpuk popatrzył na mnie jak na wariatkę, a ja tylko niewinnie wzruszyłam ramionami. Chciał wojny, to niech ją ma.
- 800 zł i 8 punktów karnych- oznajmił chłodno, nie słuchając już tłumaczeń blondyna. Gdy policjant puścił nas wolno, uśmiechnęłam się z triumfem.
- Dziękuje ci bardzo.
- Nie było się na mnie wyżywać cały dzień- oznajmiłam krótko. Może i nie chciał dać satysfakcji, ale zaciśnięte dłonie na kierownicy mówiły same przez siebie. Pozostało nam tylko czekać na wyniki badań.
- Ola...
- Wielce się tłumaczyłeś, że alkohol, że nie wiedziałeś co robisz. I ja ci uwierzyłam. Właściwie nie wiem czego oczekiwałam. Wiesz po co tu przyszłam? Dać NAM drugą szansę. Ale długo po mnie nie płakałeś jak widać.
- Ola, zaczekaj!- siatkarz musiał wybiec za dziewczyną. Nie mogłam nie znać zakończenia. Podeszłam do drzwi i nasłuchiwałam.
- Ona nie ma gdzie pójść i,...
- Daruj sobie- przerwała mu.- Ja rozumiem pomoc, ale ona to nie był taki wielki błąd skoro pozwoliłeś jej u siebie mieszkać. Życzę szczęścia- prychnęła i zbiegła po klatce. Z powrotem pobiegłam na kanapę, gdyż nie uśmiechało mi się starcie twarzą w twarz z Arturem, którego pierwszy raz widziałam w takim stanie. Nie miałam zamiaru go dobijać. Czułam się jak piąte koło u wozu. Znowu... Fragment, który nie pasuje do całości. Element układanki, zakłócający harmonię i piękno całości. Przyjmujący dając upust swoim emocjom zamknął się w sypialni, wpierw trzaskając drzwiami. Wiedząc jaki mam na niego wpływ postanowiłam tym razem nie uprzykrzać mu życia tylko usunąć się, by mógł na spokojnie ochłonąć.
Nie bardzo wiedziałam, gdzie się udać i druga sprawa nie miałam dokąd. Nie byłam osobą, która z kimkolwiek była w jakiejś dłuższej zażyłości. Przyjaźń to dla mnie pojęcie znane z książek, filmów bądź opowieści. Może to wydaje się niemożliwe aczkolwiek nie czułam nigdy potrzeby przebywania z jedną i tą samą osobą. Byłam typem samotnika, który podporządkowywał się własnym zasadom. Nikt nie mógł mi dyktować warunków. Tym sposobem życie było dla mnie niezwykle proste choć zdawałam sobie sprawę, że moje podejście raczej odstrasza niż przyciąga ludzi. Coś mi się podobało- robiłam to, stawało się uciążliwe- rzucałam. Ktoś mi się podobał- spotykałam się z nim, przestawał być dla mnie atrakcyjny- urywałam kontakt. I tak było praktycznie ze wszystkim. Ludziom ciężko przyznać, że taka obojętność uproszcza rzeczywistość. Świat sam jest sobie winien wielu cierpieniom, rozczarowaniom, przykrościom. Szuka skomplikowanych rozwiązań problemów, nie chcąc wierzyć, że odpowiedź na wszystko jest banalnie prosta. Wystarczyłoby tylko nie dopuszczać do głosu sumienia, poczucia winy, czy obowiązku. Jednakże wszystko odbywa się koszem czegoś. To co uprzykrza codzienność, również nadaje jej ciepłych barw. Radość nie istniałaby bez smutku, wygrana bez przegranej, prawda bez kłamstwa, miłość bez nienawiści. Osobiście wybrałam życie niezależne, zimne, piękne, wolne od zobowiązań, kompromisów i obietnic. Miało to swoje plusy jak i minusy. Jedni współczuli mi z powodu braku miłości, tej "magicznej" drugiej osoby, która uczyniłaby moją rzeczywistość pełniejszą, doskonalszą. Ja widziałam brak nieprzespanych nocy, brak kłótni, martwienia się, wątpliwości, rozczarowań, złamanego serca. Bywały momenty, kiedy było mi z tą "wygodą" ciężko. Nie miałam się komu zwierzać, musiałam zawsze liczyć tylko na siebie, ale ilekroć było mi z tego powodu przykro dochodziłam do racjonalnego dla mnie wniosku, że ostatecznie więcej jest plusów niż minusów.
Do pracy na zmywaku byłam sceptycznie nastawiona. Zawsze mi się kojarzyła z poniżeniem. Jednak większą obelga byłoby dla pozostanie na utrzymaniu Szalpuka. Do tego dopuścić nie mogłam w żadnym wypadku. Dlatego cierpliwie myłam kolejne brudne naczynia, będąc wdzięczną, gdy ktoś karze mi obrać marchewkę. Jednak to zajęcie miało swój urok. Pracę na kuchni charakteryzował specyficzny klimat, który trudno obrać w słowa. Może i panami są tutaj hałas, krzątanina i pośpiech, ale gdy zaczynasz do tego przywykać potem pojawia się zafascynowanie, które prowadzi do miłości. I tak z dnia na dzień ten mały i być może prymitywny świat przyciągał mnie do siebie coraz bardziej. W końcu doszło też nawet do tego, że sama myśl o pracy sprawiała, że automatycznie się odprężałam. Przyglądałam się czynnościom kucharzy, podziwiając ich, tych którzy pierwszy raz w życiu wzbudzili we mnie pragnienie stania się kimś innym.
I tak też się stało, że obudziłam się którejś nocy, mając nieodpartą ochotę na smażonego kotleta. Identycznego, który spalił się w restauracji w wyniku czego ku mojemu łamiącemu się sercu musiał trafić do śmieci. Nigdy jakoś szczególnie za nimi nie przepadałam, ale ciąża potrafi zmienić nawet to. Starałam się o nim zapomnieć, ale tylko przewracałam się z boku na bok coraz intensywniej przywołując na myśl mięsko w panierce. Koniec końców skapitulowałam i poszłam do kuchni przygotować wymarzoną potrawę.
- Tośka co tak śmierdzi?- rozbudzony Szalpuk, zaspany i BEZ KOSZULKI przydreptał sprawdzić moje poczynania. Przełknęłam ślinę, nie mogąc oderwać wzroku od jego umięśnionego torsu. Nigdy nie widziałam go bez T-shirta stąd mój nieukrywany zachwyt.- Tośka!- krzyknął na mnie, sprawiając, że wróciłam na ziemię.- Możesz mi powiedzieć co ty robisz?- spytał siląc się na spokojny ton, ale wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą.
- Mam ochotę na kotleta- wzruszyłam ramionami.
- Zdejmij go z tej patelni!
- Ale ja mam chęć na spalonego!
- Przecież jest już przypalony, w całym domu śmierdzi!
- Nie jest WYSTARCZAJĄCO przypalony!- broniłam się. Siatkarz bez słowa podszedł i wyłączył gaz.- Odczep się od mojego kotleta!- tupnęłam nogą niczym mała, obrażona dziewczynka, zamierzając wrócić do swoich czynności, co uniemożliwił mi gospodarz.
- Czy ty masz jakieś niedojebanie mózgowe?
- Sam masz niedojebanie mózgowe! Najlepiej podaj mi swój numer KRS to ci zapisze 1% !
- To nie ja chcę spalić mieszkanie, bo mi się zachciało spalonego kotleta!
- Nie chciałam spalić mieszkania tylko kotleta, czy to tak ciężko zrozumieć?!
Po kolejnych pięciu minutach kłótni o jednego i tego samego kotleta usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Widzisz co narobiłaś? Pewnie sąsiedzi?
- Nie zwalaj winy na mnie- warknęłam. Szalpuk poszedł otworzyć, a moja wrodzona wścibskość nie pozwoliła mi na zostanie w kuchni.
- Dzień dobry, aspirant Grzegorz Troczek i Michał Wołacz, czy pan jest właścicielem mieszkania?
- Tak, o co chodzi?
- Dostaliśmy donos o zakłóceniu ciszy nocnej i rzeczywiście, postaliśmy troszeczkę pod drzwiami, państwa kłótnie słychać na całej klatce.
- Strasznie przepraszamy- podrapał się po głowie przyjmujący.
- A czy z panią wszystko w porządku?- policjant zwrócił się do mnie.- Czy nie dzieje się pani krzywda?
- Jaka krzywda?- zdziwił się Szalpuk.
- Proszę się uspokoić, nie z panem rozmawiam.
- Pewnie, że mi się dzieje!- oburzyłam się.- Niech pan sobie wyobrazi, że jestem w ciąży- zaczęłam mocno gestykulować- i on nie chce mi dać zjeść kotleta!
- Bo chcesz spalić nam mieszkanie!
- Nie mieszkanie tylko kotleta głąbie!
- Proszę państwa! Proszę przede wszystkim opanować emocje. Mogę skończyć na pouczeniu jeśli obiecacie państwo, że zachowacie już spokój.
- Oczywiście, dziękujemy bardzo- Artur pożegnał naszych "gości" i zostaliśmy sami.- Widzisz co narobiłaś? Z resztą nieważne- powiedział, widząc jak otwieram usta, by zacząć kontratak.- Zjedz tego kotleta i spokój.
Oboje skierowaliśmy się do kuchni. Szalpuk pił spokojnie sok z kartonu, a mną ponownie zaczęły rządzić emocje. Pociągnęłam nosem raz, drugi, trzeci, próbując zapanować nad łzami gromadzącymi się w moich oczach.
- Co zaś? Co się stało?- spytał łagodnie.
- Mój kotlet jest zimny- poskarżyłam się, co kompletnie załamało przyjmującego. Życie z kobietą w ciąże bywa ciężkie.
Dziś miała się odbyć nasza wizyta u ginekologa. Od samego rana pociły mi się ręce. Mimo, że zapewniano mnie o nieszkodliwości zabiegu, byłam przerażona. Nie odgryzałam się nawet Szalpukowi, kiedy mi docinał i perfidnie wykorzystywał moją niemoc, aż do samego wejścia do gabinetu.
- Pani Antonina W...
- Jestem- przerwałam asystentce, podnosząc się z krzesła i kierując do gabinetu. Siatkarz podążył za mną i niedługo po tym leżałam na łóżku, przygotowana do zabiegu.
- Proszę się nie denerwować, w Pani stanie to nie wskazane- zganiła mnie doktorka.
- Niech Pan weźmie wybrankę za rękę, na pewno jej to pomoże- uśmiechnęła się do chłopaka. Był skrępowany, z resztą ja też. Po chwili wahania, chwycił mnie za dłoń, próbując dodać otuchy. Popatrzyłam mu niepewnie w oczy, kompletnie nieruchomiejąc pod wpływem jego intensywnego spojrzenia. Czułam się odsłonięta, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku.
- I po wszystkim- usłyszałam wesoły głos lekarki.- Co nie było tak źle co?- zaśmiała się.
- I to już?- zdziwiłam się.
- Tak, tak. Jeszcze tylko od pana poproszę próbkę DNA i wyniki będą do dwóch tygodni.
Po pięciu minutach wychodziliśmy z kliniki, kierując się do samochodu.
- Możesz tak nie trzaskać tymi drzwiami?- syknął na mnie, gdy ledwo zdążyłam wsiąść do auta.
- Człowieku daj se siana na dzisiaj co?!- trafił na złą porę już nie byłam przestraszona. Organizm stwierdził, że nadszedł czas na wkurwienie. Owocem tego była kłótnia ciągnąca się przez całe miasto. To poniosło z sobą kolejne konsekwencje- zatrzymała nas policja.
- Witam, Paweł Jarmundowicz, przyczyną zatrzymania jest przekroczenie prędkości.
- Przepraszam, pierwszy raz mi się to zdarzyło- przyznał.
- A cóż takiego się stało?
- Trochę się posprzeczaliśmy i tyle- powiedział zgodnie z prawdą.- Jest w ciąży i nie potrafi się opanować- poskarżył się. Policjant popatrzył na niego, wyraźnie już się wahając, czy powinien go ukarać. O, nie! Żadnej solidarności! Przez cały dzień się nade mną znęcał i teraz jeszcze miało mu wszystko ujść płazem? Na pewno nie!
- Niech go pan nie słucha. Nie jestem w żadnej ciąży. Po prostu jeździ jak wariat i każdemu wciska jakiś kit. Niech mu pan wlepi mandat!- mówiłam pewnie. Szalpuk popatrzył na mnie jak na wariatkę, a ja tylko niewinnie wzruszyłam ramionami. Chciał wojny, to niech ją ma.
- 800 zł i 8 punktów karnych- oznajmił chłodno, nie słuchając już tłumaczeń blondyna. Gdy policjant puścił nas wolno, uśmiechnęłam się z triumfem.
- Dziękuje ci bardzo.
- Nie było się na mnie wyżywać cały dzień- oznajmiłam krótko. Może i nie chciał dać satysfakcji, ale zaciśnięte dłonie na kierownicy mówiły same przez siebie. Pozostało nam tylko czekać na wyniki badań.
***
Jednak udało mi się wyrobić :) Przepraszam za błędy, ale już nie mam czasu sprawdzać :) Muszę pędzić do rodzinki, którą zostawiłam za ścianą, żeby napisać rozdział :)
Witam nowe czytelniczki <3
Cytrynową znam nie od dziś, mam nadzieję, że ten blog jak i poprzednie również ci się spodobają :)
A także Leah <3 Kochana takie długie komentarze w żaden sposób mnie nie obrażają, a jedynie motywują jeszcze bardziej :)
Witam nowe czytelniczki <3
Cytrynową znam nie od dziś, mam nadzieję, że ten blog jak i poprzednie również ci się spodobają :)
A także Leah <3 Kochana takie długie komentarze w żaden sposób mnie nie obrażają, a jedynie motywują jeszcze bardziej :)
❤️!
OdpowiedzUsuńGenialne *.*
OdpowiedzUsuńNocna scena z kłótnią o kotlet powaliła mnie na łopatki :D Hahaha xD Jak ja kocham ich sprzeczki <3
Tośka jak zawsze zadziorna, ale muszę przyznać, że tym razem Arcziemu się należało ^^
Ciekawa jestem czy to dziecko będzie Jego :D
Pozdrawiam i weny :*
Jasne, że się podoba :D I to jak! Co nowszy to lepszy normalnie, ale przejdźmy już do rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, totalnie rozbrajają mnie humory Tośki, a zimny kotlet przebił wszystko, cieszyłam ryjca do telefonu jak głupia :D
A te scena u ginekologa była tak aww, że nie mogę no :D
Ja mam nadzieję, że wynik badań wskaże jako ojca Szalpuka, proszę.
Czekam na następny i pozdrawiam serdecznie ;**
No geniusz pisania, no ;D
OdpowiedzUsuńHejka naklejka haha :D
OdpowiedzUsuńJejku nie spodziewałam się przywitania pod rozdziałem :D Mam nadzieję, że dzisiejszy komentarz będzie dłuższy niż ostatnio i doda ci duuuuużo motywacji i dzięki temu dostaniemy szybciej nowy rozdział jednego z moich ulubionych opowiadań (czy ja się podlizuje? :D)
Tak więc mówiąc ogólnie rozdział jest świetny! Tak się uśmiałam przy czytaniu te kłótnie, to ich zachowanie i sprzeczki sprawiają że się cieszę to monitora hyh, lubię takie opowiadania baaardzo :D Piszesz mniej więcej tak jak ja gdy prowadziłam bloga, z tego co mi się wydaje to bardziej skupiasz się na akcji niż na opisach czy coś :P Chyba że mam amnezję i o czymś nie pamiętam. Ale mi to bardzo odpowiada (oczywiście nie mówię o amnezji :D)
Ta akcja z kotletem bardzo mnie rozbawiła. Jak ją sobie wyobrażałam to po prostu masakra śmiechowa. (hyh) Zachcianki w ciąży mogłabym powiedzieć znam to, ale wynikałoby z tego że byłam w ciąży, ale cóż jeszcze nie :P Ma się siostry od tego haha :D Teraz czekamy na ogórki i czekoladę czy coś takiego. :D Tak wgl to jadłaś kiedyś kanapkę z serem ogórkiem (chyba) i dżemem czy jakoś tak? Jedna z nauczycielek kiedyś nam o tym opowiadała i mówiła że bardzo to lubi. Dla mnie to raczej nie wygląda apetycznie, no ale co kto lubi. O gustach się nie dyskutuje poniekąd :D Ale wracając do opowiadania. Nie spodziewałam się, że do ich mieszkania może zawitać policja. Szkoda tylko że nie mieli ochoty na przypalonego kotleta, mogło być ciekawie :D
Ale, ale! Zapomniałam o początku. Ola. Jedno słowo trzy litery i tyle problemów z nią. W sensie no.. Arturek się wkopał. Ale w sumie to Tośka mogła coś powiedzieć, nie wiem wyjaśnić jak sytuacja wygląda naprawdę czy coś.. Chociaż w sumie to Artur na pewno chciał to zrobić. Ach te dumne kobiety.
No i nadszedł dzień badania. Bardzo zżera mnie ciekawość czyje to będzie dziecko. No ja mam nadzieję, że kochanym tatusiem będzie Artur a mimo tego że jest młody to mi pasuje do roli ojca a nie ten, ten.. brak mi słów do jego określenia. :O
Sprzeczki, sprzeczki, ach to co ja u nich lubię najbardziej. Co tam prawie tysiąc w tą lub w tamtą :P
Będę już kończyć bo coś czuję, że zaraz mama mnie na obiad zawoła. Hmm ciekawe czy będą przypalone kotlety haha :P cóż wydaje mi się że moja mama nie serwuje takich wykwintnych dań :( Aleee, jakoś przeżyję :D
Także mam nadzieję że kolejny rozdział pojawi się dość szybko bo ja jeszcze komentarza nie dodałam a już pragnę więcej :D
Trzymaj się cieplutko i duuuużo weny! :*
Buziaki x
Kocham ten blog ❤
OdpowiedzUsuńOkej, akcja ze spalonym kotletem była dość zabawna. Artur trochę przesadzał z tym spaleniem mieszkania, no ale kto by sie go czepiał, kiedy musi się użerać z kobietą w ciąży.
OdpowiedzUsuńTen moment u ginekologa... No, to było coś. Można by powiedzieć, że to był czuły gest ze strony Artura i dużo to Tośce pomogło. ;) Chociaż kocham ich kłótnie, to może lepiej, jeśli zaczną się bardziej dogadywać, a nie tylko się na siebie drzeć ;D
Pozdrawiam i całuję! ;*
chociaż jeden dadrobiłam... brawo ja
OdpowiedzUsuńSuper! Kiedy kolejny? Już nie mogę się doczekać <3 xd
OdpowiedzUsuńjuż wstawiam bo byłam na meczu ;)
Usuń