- Tośka widziałaś gdzieś nutellę?- usłyszałam głos Szalpuka z kuchni i zamarłam. Ze strachem spojrzałam na dwa puste słoiki, leżące na stole, z czego jeden był po ogórkach kiszonych, a drugi po nutelli.- Tośka, pytam się ciebie coś?- ponownie się odezwał siatkarz. W panice zabrałam dowód zbrodni i zaczęłam z nim krążyć po salonie, myśląc gdzie by go tu schować. Kiedy do moich uszu dotarł dźwięk, kroków przyjmującego, nie pozostało mi nic innego jak schować słoik za kanapę.- Czy ty mnie słuchasz?- spytał.- I co ty tam robiłaś?- zdziwił się.
- Nic- odpowiedziałam za szybko. Była to jedna z najgorszych rzeczy jakie mogłam powiedzieć, bo zwykle zawsze równała się przyznaniu do winy.
- A to co to jest?!- podniósł łyżkę ze stołu, ubrudzonej zdradzieckim kremem. Skuliłam jak dziecko, które coś przeskrobało.- Mam patrzeć co chowałaś za kanapą?- popatrzył na mnie wyczekująco. W odpowiedzi tylko pokręciłam głową.- Kobieto, ja cię nie rozumiem! Pytałem się ciebie, czy ci nie kupić, ale nie!
- Aturek no tak mi wyszło nie chcący!- zaczęłam się bronić.
- Arturek?- powtórzył za mną i popatrzył jak na kosmitkę.
- A jak mam do ciebie ładnie powiedzieć, żebyś na mnie nie wrzeszczał? Pajacu? Skunksie? Kretynie?
- No, no, no! Tylko bez takich!- zaprotestował.
- Sam widzisz! Skąd miałam wiedzieć, że będę miała na nią chęć?
- Bo podobno każdy ma mózg. Właśnie, podobno- prychnął.
- Ty debilu- syknęłam i w jednej chwili przestałam być milusia.Wstałam z miękkiego siedzenia w rękach wciąż trzymając poduszkę. Mierzyłam Szalpuka nienawistnym spojrzeniem, podchodząc do niego powoli.- Że niby nie mam mózgu tak?- siła mojego spojrzenia sprawiła, ze siatkarz zdał sobie o zbliżającej się i wywołanej przez niego burzy. - Nie daruje ci!- krzyknęłam i zaczęłam go bić poduszką!
- Uspokój się wariatko!- próbował przemówić mi do rozsądku, ale jakbym była głucha na jego słowa.
- Kretynie! Idioto!- wymyślałam coraz to nowsze przezwiska. Koniec końców udało mu się zablokować moje ciosy i ograniczyć moje ruchy.- Puść mnie!- zażądałam, kiedy był -można powiedzieć przytulony- do moich pleców.
- To sobie daj na wstrzymanie!- gdzież ja bym odpuściła. Zaczęłam się wić i wyrywać. Trudno było mu mnie utrzymać. Nie wiem jak zawędrowaliśmy do kuchni. Udało mi się wyswobodzić rękę i praktycznie po omacku szukałam czegoś, nawet nie mam pojęcia czego. Natrafiłam na coś miękkiego i okrągłego. Chwyciłam i bez zastanowienia rozpłaszczyłam o głowę przyjmującego.
- Coś ty zrobiła?!- puścił mnie w jednej chwili. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Po twarzy spływał mu sok z pomidora. Nie mogłam wytrzymać i buchnęłam śmiechem.- Takie to zabawne?- spytał, a ja pokiwałam głową, śmiejąc się w dalszym ciągu. Chłopak z wrednym uśmieszkiem wziął pomidora i zaczął się do mnie zbliżać.
- Szalpuk stój gdzie stoisz!- zażądałam, natychmiastowo przestając się śmiać. Ale on nic nie robił sobie z moich słów. Bez najmniejszego wysiłku "upiększył" moje włosy, a także pomalował twarz. Nie mogłam się nie odegrać... I tak w krzykach pomieszanych ze śmiechem, przez ręce przewijały się kolejne pomidory, a kiedy się skończyły w ruch poszły jajka. Nasze poczynania przerwał dzwonek do drzwi. Popatrzyliśmy po sobie i poszliśmy otworzyć. Siatkarz popatrzył przez wizjer i zaklął pod nosem. Wziął głęboki oddech i uchylił drzwi.
- Witam aspirant Grzegorz Troczek i Michał Wołacz. Dostaliśmy wezwanie, że z tego mieszkania dochodzą niepokojące odgłosy. Możemy wejść sprawdzić, czy wszystko w porządku?- siatkarz bez słowa wpuścił policjantów do mieszkania. Dopiero, będąc w korytarzu przyjrzeli nam się dokładnie.- O matko- wyrwało się jednemu.- Tym razem nie kotlet?- spytał, starając się ukryć uśmiech.
- Da pan wiarę, że rzucił we mnie pomidorem, a potem jajkiem?- poskarżyłam się.
- Sama zaczęłaś!- bronił się chłopak.
- Bo zasłużyłeś- tupnęłam nóżką niczym obrażona dziewczynka.
- Proszę państwa, my naprawdę wiele rozumiemy, ale proszę się trochę opanować, bo sąsiedzi myślą, że się chcecie pozabijać.
- Nie kuś pan- mruknęłam pod nosem.
- Ale skoro nikomu nic nie jest, to my już podziękujemy- pożegnali się i wyszli. Szybka wizyta.
- Koniec na dziś- zarządził przyjmujący, a ja nie protestowałam.- Idę pierwszy pod prysznic- oznajmił, ŚCIĄGAJĄC koszulkę. Dlaczego on mi to robił? Popatrzyłam tęsknie na to boskie ciałko, wyzywając się w myślach, że miałam okazję je dotykać, a praktycznie tego nie pamiętałam.
- Dlaczego ty?- oprzytomniałam.
- Bo tak- wzruszył ramionami.
- Na pewno nie! Pindrzysz się zawsze godzinę! Mi to zajmie krócej- uznając to za wystarczający argument ruszyłam do łazienki, ale Artur nie robił sobie nic z moich słów. W skutek czego pobiegliśmy pod prysznic.
- Pierwsza!- ucieszyłam się, kiedy to ja wygrałam "wyścig o kabinę prysznicową". Jednak chłopak jak gdyby nigdy nic wszedł do niej za mną.- Mogę wiedzieć, co ty robisz?
- Zapomnij, że zawsze wyjdzie na twoje. Masz dwie opcje albo kąpiesz się ze mną albo wychodzisz- uśmiechnął się cwaniacko.
- Dobra- stchórzyłam i wyszłam z łazienki, czekając grzecznie na swoją kolej.
Czas mijał a u nas było względnie spokojnie. Mam na myśli spokój taki na jaki było nas stać. Innymi słowy policja nas nie odwiedziła.
- Gdzie jesteś?- w telefonie usłyszałam zdenerwowany głos Szalpuka.
- Wychodzę z pracy, a co?
- Przyszły wyniki...
- I?
- Nie otwierałem. Poczekaj pod restauracją, jestem już w drodze.
- Czekam- powiedziałam i rozłączyłam się.
- Myślałaś, że cię w końcu nie znajdę?
- Czego chcesz?- odwróciłam się w stronę Markusa.
- Wracamy do domu- pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego samochodu.
- Zapomnij człowieku! Nie bądź śmieszny!
- Wiesz, że mi się nikt nie sprzeciwia. Wsiadaj albo...
- Albo co?
- Nie będę z tobą dyskutował- oznajmił i ponownie zaczął mnie szarpać. Nie mogłam się tym razem tak po prosu dać potraktować. Wyrywałam się, śmiejąc mu się przy tym w twarz. Wiedziałam, że swoim zachowaniem wnerwiam go jeszcze bardziej. W oddali usłyszałam trzask drzwi samochodowych, potem szybkie kroki. Po chwili zostałam uwolniona od napastnika, spojrzałam na swojego wybawcę, czując ulgę, że to właśnie Szalpuk.
- Zostaw ją- zażądał bardzo spokojnie. Markus popatrzył na swojego rywala, a potem na mnie. Przekalkulował swoje szanse i odpuścił.
- Jeszcze się spotkamy- oznajmił i po chwili już go nie było.
- Nic ci się nie stało?- spytał siatkarz, a ja pokręciłam przecząco głową.- To chodźmy.
Droga powrotna była krótka, zbyt krótka i szczerze powiedziawszy pamiętam ja jak przez mgłę. Zdarzenie z przed restauracji odeszło szybko w zapomnienie, ponieważ myśli każdego z nas były przy białej kopercie, która czekała, żeby ją otworzyć.
- To co? Gotowa?- spytał siatkarz, trzymając w rękach papier.
- Otwieraj- zażądałam. Modliłam się w duchu, żeby to nie było jego dziecko. Mogło być każdego innego. Ale nie siatkarza i to takiego, który gra w reprezentacji. - I co?- ponagliłam go.
***
Muszę Wam to zrobić i dowiecie się za tydzień, czy modlitwy Tośki zostaną wysłuchane ;)
Dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem ;) Naprawdę cieszy mnie nawet jak ktoś napisze choć 1 słowo więc jestem wdzieczna za każdy komentarz ;)
Do następnej soboty <3
Muszę Wam to zrobić i dowiecie się za tydzień, czy modlitwy Tośki zostaną wysłuchane ;)
Dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem ;) Naprawdę cieszy mnie nawet jak ktoś napisze choć 1 słowo więc jestem wdzieczna za każdy komentarz ;)
Do następnej soboty <3