Szalpuk od samego rana szukał możliwości do zażegnania sporu. Słyszałam jak w nocy przewraca się z boku na bok, a wczesnym rankiem tłucze się po całym mieszkaniu, przy tym budząc mnie. Co chwila uchylał drzwi do mojej dawnej sypialni, sprawdzając czy nadal śpię. Mimo, że trudno było mi wytrwać w łóżku przez tyle niezwykle długich godzin to nie zamierzałam mu niczego ułatwiać. Wyczekiwałam momentu, w którym będzie zmuszony wyjść na trening. Nie uśmiechało mu się robić dodatkowych kilometrów na bieżni, czy też nadprogramowych kółek wokół boiska przez spóźnienie. Do moich uszu doszedł dźwięk jak zapina kurtkę i ubiera buty. Przyszedł ostatni raz zajrzeć do mojego pokoju. Jednak nie poprzestał na patrzeniu. Podszedł do mojego łóżka na tyle blisko, że wyczuwałam zapach jego perfum. Przez kilka sekund nie działo się zupełnie nic i byłam pewna, że zaraz sobie pójdzie. Nim to jednak nastąpiło, poczułam jak dłonią delikatnie gładzi mój policzek. Moje silne postanowienie, aby ignorować jego osobę, nagle zaczęło niebezpiecznie się chwiać. Kiedy na pożegnanie pocałował mnie w czoło, a następnie poprawił kołdrę, było cudem, że nie rzuciłam mu się na szyję. Z ulgą słuchałam jak zamyka mieszkanie, ale nim ośmieliłam się poruszyć musiało minąć dobre kilka minut. Nieco oszołomiona podniosłam się z łóżka, rozglądając się po pomieszczeniu.
Jego czułe gesty nieco skruszyły lód wokół mojego serca. Chciałam być dla niego wredna. Udawać obojętną na jego czyn. Prawdę jak bardzo jego zachowanie mnie zabolało znałam tylko ja, ale sama przed sobą nie potrafiłam się do tego przyznać. Nie byliśmy typową parą. Naszą znajomość zaczęliśmy od końca. Pierwsze był seks i dziecko w drodze zamiast poznanie się, rozmowy, randki, motyle w brzuchu. Nie było miejsca na przedstawienie rodziców. Nie znałam żadnego z jego znajomych. Gdy został postawiony przed ścianą wyparł się nie tyle mnie co nas, choć posiadał idealną okazję by się do wszystkiego przyznać. Do tej pory nazwałabym to co jest między nami mianem "wyjątkowego". Tak powinno być z miłością dwojga ludzi. Każdy chce by jego uczucie takie było i każdy myśli, że takie właśnie jest. Może być banalne, niezaskakujące, ale mimo wszystko dla niego jest czymś innym niż wszystko wokół. Jednak, nie jestem pewna, czy wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że pojęcie wyjątkowe nie do końca znaczy pozytywne. Przynajmniej w naszym przypadku tak było. Ta smutna prawda dopiero do mnie zaczynała docierać.
Powinnam okazać jakąś wyrozumiałość. Chciałabym potrafić tak zwyczajnie odpuścić i zacząć żyć dalej, aczkolwiek pewne rzeczy zawsze będą w człowieku siedzieć. Niektórzy mają tą cenną umiejętność stwarzania doskonałych pozorów, za którymi się chowają. Ja do nich nie należę. Mogłabym wykrztusić kłamliwe wybaczenie, czy też słowa zapewnienia, że nic się takiego nie stało. Moje czyny zdradziłyby bardzo szybko słowa. Szczerość jest pożądana, ale trzeba za nią słono płacić, licząc się z jej konsekwencjami.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Leniwie zsunęłam się z łóżka, zabierając ze sobą ulubiony kocyk. Podreptałam do kuchni w dobijającej ciszy, którą po chwili zakłócił czajnik. Zaparzyłam do ogromnego kubka wiśniowej herbaty, wrzuciłam cytrynę i poszłam przed telewizor nawet nie zerkając na lodówkę, co w moim przypadku było dosyć dziwne. Ciąża to dziwny stan, potrafiący zaskoczyć nawet samą ciężarną. Sądziłam, że kłótnia nie wpłynie ujemnie na mój apetyt, a tymczasem nie mogłam nawet myśleć o jedzeniu. Powoli siorpałam gorącą ciecz, wpatrując się w telewizor. Musiałam na poprawę humoru puścić bajkę, nie mogło być inaczej. Zawsze to pomagało. Ale filmy animowane kojarzyły mi się zbytnio z siatkarzem więc po kilku minutach zaprzestałam i tej czynności.
Niespodziewanie usłyszałam dźwięk otwieranego zamka. Przez zaskoczenie omal nie wypuściłam kubka z rąk. Zaczęłam szybko w głowie łączyć fakty. To nie mógł być Szalpuk. Wyszedł niecałe 20 minut wcześniej. Jeśli nie on, to kto? Sprawa rozwiązała się błyskawicznie. Żeby przyjmujący nie pomyślał sobie jak bardzo jest mi przykro, włączyłam na nowo telewizor. Pojawił się w mgnieniu oka w salonie, przypatrując mi się badawczo.
- Wiedziałem, że wstaniesz jak tylko wyjdę- skwitował ponuro. Nie zaszczyciłam go ani jednym spojrzeniem. Z resztą nie musiałam. Sam stanął, a raczej klęknął przede mną z ogromnym bukietem czerwonych róż. Jak to się dzieje, że zawsze jak facet coś zawali, kupuje róże?- Przepraszam.
- Nie gniewam się- powiedziałam, odkładając z trzaskiem kubek.- Przyjacielu- dodałam, prychając i krzyżują ręce na piersiach.
- Tosia... Ja wiem wyszło to co najmniej źle. Błagam powiedz coś...
- Co chcesz, żebym powiedziała?- starałam się panować nad tonem głosu, ledwo hamując łzy.
- Nie wiem- przyznał.- Chcę to wszystko naprawić. Przecież nic wielkiego się nie stało...
- Nic wielkiego się nie stało?!- zszokowana wstałam błyskawicznie, zmuszając go tym samym by podniósł się z klęczek.- Przyszła tu twoja mama, a ty spytany wprost się mnie wypierasz!
- Przeprosiłem cię przecież! I kupiłem kwiaty! Czego jeszcze chcesz? Jakiegoś innego prezentu na przeprosiny?
- Ja cie zaraz zatłukę! Ty naprawdę nie rozumiesz o co mi chodzi! Ty mnie masz za jakąś materialistkę!- nie byłam w stanie zahamować już swoim łez.
- Tośka nie to chciałem...
- Właśnie, że to! Koleś wyparłeś się mnie! Zrobiłeś to samo co moja rodzinna przez tyle lat! Nie przyznałeś się do mnie! Wiesz jak mnie to zabolało?! Nie znam nikogo z twoich znajomych, nikt tutaj nie przychodzi. Czasami się czuję jakbyśmy byli odcięci od świata, jakbym była dla ciebie jakąś skazą.
- Ja cię już kurwa nie rozumiem!- warknął rzucając bukietem o podłogę.- Nie wyjeżdżaj mi tu ze znajomymi! Sama nie chcesz przychodzić na mecze. Zaproszę kolegów SIATKARZY, poznają cię, a potem będę pytany dlaczego cię nigdy nie ma, a kim jesteś, skąd się wzięłaś i co ja mam kurwa powiedzieć?!
- Doskonale wiesz dlaczego unikam meczy!
- Bo cię rodzina znajdzie?
- Brawo geniuszu!
- A co oni cię obchodzą! Chcesz się całe życie przed nimi ukrywać?! Nikt nie karze ci z nimi rozmawiać! Co za różnica, czy będą wiedzieć gdzie mieszkasz czy nie?!
- Ta rozmowa nie ma sensu-pokręciłam głową.
- Gdzie ty idziesz? Nie skończyliśmy rozmawiać!- próbował mnie zatrzymać. Zamknęłam się w łazience i weszłam pod prysznic, chcąc zagłuszyć jego dobijanie się do drzwi, a także mój szloch.
Dni mijały, a nasze relacje wcale się nie polepszyły. Przestaliśmy rozmawiać, patrzeć na siebie, zwracać na siebie uwagę. Bolało mnie to jak nic innego na świecie. Ale byłam zbyt dumna by wyciągnąć rękę i przyznać się do błędu. Miał w pewnym stopniu rację. Nie wykazywałam wielkiej inicjatywy, by poznać środowisko, w którym się obraca. Wręcz przeciwnie. Dawałam mu wszelkie znaki, że nie chce mieć z jego światem nic wspólnego. Miał prawo z tego powodu być rozgoryczony.
Mimo to wciąż czułam się pokrzywdzona, a na dodatek niechciana.
Jednak jeden dzień był zupełnie inny niż wszystkie. Usłyszałam jak Szalpuk pakuje walizki, co było dla mnie bardzo niepokojące. Oblał mnie zimny pot, a serce ze strachu zaczęło bić w szaleńczym tempie. Nie byłam w stanie się odezwać. Zdecydowałam się przerwać to milczenie między nami dopiero, gdy zapinał torbę.
- Gdzie jedziesz?- spytałam zachrypniętym głosem.
- Do Spały. Czeka nas Memoriał Wagnera- oznajmił ubierając kurtkę. Wyciągnął z kieszeni niezidentyfikowaną plakietkę, niepewnie mi ją podając.- To jest przepustka na mecze. Jeśli będziesz chciała możesz przyjechać- powiedział chłodno i chciał opuścić mieszkanie, ale w drzwiach jeszcze raz na mnie spojrzał.- Kocham cię mocno, ale są rzeczy, które musisz sama przemyśleć i coś postanowić- powiedział. Po chwili już go nie było, a po moich policzkach spływały łzy. W dłoni wciąż trzymałam kawałek plastiku, który mi wręczył. W tamtej chwili naprawdę zostałam sama. Odruchowo chwyciłam się za brzuch, zastanawiając się o co on mnie właściwie prosił. Nienawidziłam siatkówki i wszystkiego co z nią związane oprócz mojego przyjmującego. Czego on właściwie ode mnie wymagał? Miałam wrażenie, że żąda stanowczo za wiele.
Nie mogąc wytrzymać tej samotności, udałam się do restauracji. Potrzebowałam, żeby ktoś mnie wysłuchał. Przez lata dbałam, by nikogo takiego nie mieć.
- Tort czekoladowy?- spytał Henio, widząc moją minę. Pokiwałam twierdząco głową. Gdy tylko uporałam się z ogromnym kawałkiem tej nieziemskiej rozkoszy, nakreśliłam mniej więcej sytuację, w jakiej się znalazłam.
- No to jest jasne, czego on chce- stwierdził kucharz.
- Nie dla mnie.
- Miałaś do niego pretensje, że nikt z jego towarzystwa o tobie nie wie. On miał do ciebie, że z tych swoich powodów nie chcesz przebywać w siatkarskim środowisku. Ta przepustka załatwia wszystkie problemy. Myślę, że jeśli tam pojedziesz, nie będzie potrzeby, żebyście cokolwiek sobie wyjaśniali i wszystko się ułoży. Wystarczy, że pojedziesz.
- Tylko tyle? Pojadę i już?
- Mówię ci jedź!
- Nie krzycz na mnie!- zaprotestowałam.- Naprawdę pojechać?- odezwałam się niepewnie po chwili.
- Widać, że ci na nim zależy. Nie wiem dlaczego tak bardzo nie chcesz zrobić wydawałoby się prostych rzeczy jak pójście na mecz. Ale sama sobie odpowiedz na pytanie, czy powody, którymi się kierujesz są warte tego, żebyś straciła go możliwe, że na zawsze?
Zaskoczył mnie. Podziękowałam mu za rozmowę i wróciłam do mieszkania. Jeśli tam pojadę, na pewno natrafię na Michała, na jego kolegów, na kolegów Artura. To jest nieuniknione. Świat dowie się kim jestem. Dramat z rodziną nigdy się nie skończy. Jednak to wszystko nie mogło nas poróżnić. Postanowiłam. Jadę.
Nie kontaktowałam się z siatkarzem. On ze mną również nie próbował. Nie dziwiłam się. Chciał dać mi czas i przestrzeń, abym mogła podjąć decyzję. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Właściwie to miałam nadzieję, że będzie to miła niespodzianka. Czekałam na pierwszy mecz biało-czerwonych. Im dłużej trwałam w postanowieniu pojawienia się na meczu, tym bardziej moje serce rwało się do spotkania z Arturem. Dopiero wtedy poznałam co to prawdziwa tęsknota, która dawała o sobie znać najbardziej w nocy. Nie było możliwości przytulenia się do kogoś, czy też zaznania bliskości. Niemoc tylko potęgowała te uczucia. Aczkolwiek raz chciałam wykonać swój plan od początku do końca. Zarezerwowałam pokój w tym samym hotelu, co reprezentacja, codziennie sprawdzałam czy aby na pewno dojadę ta gdzie chcę i kiedy chcę, poszłam do lekarza w celu skontrolowania swojego stanu zdrowia. A to dlatego by wszystko naprawić i raz na zawsze spróbować rozprawić się z przeszłością.
W końcu nadszedł ten dzień, w którym to z własnej woli wkroczyłam na mecz piłki siatkowej świadoma tego kogo tam zastanę.Wejście na trybuny zajęło mi trochę czasu zważywszy na to ile ludzi już się tam kręciło. Rozglądałam się na spokojnie przytłoczona nieco panującą atmosferą. Euforia, która wisiała w powietrzu była zadziwiająca. Niestety czułam się niekomfortowo i mój naturalny odruch, aby uciec szybko dał o sobie znać. Jednak nie mogłam stchórzyć. Nie, kiedy zaszłam tak daleko.
Po prawie 10 minutowych poszukiwaniach udało mi się odnaleźć moje miejsce. Wypatrywałam go niecierpliwie, mając zamiar nacieszyć się jego widokiem. Nie sądziłam, że moje ciało zareaguje tak emocjonalnie. Wystarczył zarys jego sylwetki, by przez moje ciało przeszył prąd, a w brzuchu odezwało się stado motyli. Niestety nie udało mi się uchwycić jego wzroku. Przez cały mecz błagałam go w myślach, żeby popatrzył w moją stronę, ale nic z tego. Rozglądał się zawiedziony od czasu do czasu po trybunach. Nie miałam siły krzyczeć, czy robić z siebie idiotkę. Cierpliwie czekałam do końca spotkania.
Moja cierpliwość ponownie została wystawiona na próbę. Po meczu, z którego kompletnie nic nie pamiętam, wszystkich zawodników obskoczyli reporterzy i fani z przepustkami. Udało mi się dostać do jednej z band, gdzie czekałam na swojego siatkarza. Dostrzegł mnie dopiero, kiedy całe towarzystwo zaczęło się zbierać. Stres delikatnie zaczął ustępować, gdy dostrzegłam na jego twarzy nikły uśmiech. Przeprosił jednego z kolegów i podszedł do mnie. Przez kilka sekund żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Jednak po chwili przeniósł mnie jak dziecko na płytę boiska, gdzie byłam miażdżona w jego stalowym uścisku.. Z ulgą wtuliłam się w jego ramiona, pozwalając by co chwila całował mnie po włosach. Tak bardzo brakowało mi jego czułości, że byłam bliska omdlenia.
- Miałeś rację- przyznałam.- Oni nie mogą rządzić moim życiem- na moje słowa delikatnie mnie od siebie oderwał.
- Czyli co? Koniec z ukrywaniem się?- spytał.
- Przyrzekam.
- To dobrze- powiedział, patrząc ponad moją głowę.- Bo idzie tu twój brat.
To ahoj przygodo....
***
Bardzo długo mnie tu nie było. Uprzedziłam Was o tym pod poprzednim rozdziałem, że teraz moja regularność może już nie być spotykana. Napisałam również, że to z powodu pracy . Chodź jak wiecie z poprzedniego posta, to nie był jedyny powód. Na pewno wiecie, że nie mało było blogów, na których autorka nie podając powodu, nie uprzedzając nikogo o niczym, przestała dodawać rozdziały. Jednak czytelnicy zawsze cierpliwie czekali na kontynuację historii. Są też takie autorki, które publikują raz na kilka miesięcy od początku prowadzenia bloga. Nie oceniam tylko podaje przykład. Ja byłam regularna, dodawałam rozdziały począwszy od historii z Popiwczakiem, przez Włodarczyka, Ferensa, a dochodząc do 21 rozdziału u Szalpuka bardzo regularnie. Mało było przypadków, kiedy nie dodałam nic w którymś tygodniu. Jeśli się spóźniłam, zawsze podawałam powód. Wynikało to z mojego szacunku do Was, a także z empatii. Wiem jak to jest czekać na rozdział i odświeżać bloga po milion razy, by zobaczyć upragniony wpis. Dlatego przez ponad 3 blogi tak bardzo starałam się nikogo nie zawieść. Dlatego w oparciu o podane przeze mnie przykłady pytam się, gdzie tutaj brak szacunku? Uprzedziłam, że może teraz byc gorzej z dodawaniem rozdziałów. Nie liczyłam na optymizm, ale też nie spodziewałam się ostrych słów. Nie oceniam autorek blogów, o których wcześniej wspomniałam. Blogowanie powinno sprawiać przyjemność i to blogerki decydują, kiedy wrzucą coś nowego na bloga.
Kolejna rzecz, o której nie napisałam w poprzednim poście to o czasie jaki ja potrzebuje by napisać rozdział. To MINIMUM 4 godziny. Jeśli ja napisze rozdział w 4 godziny to jak dla mnie to jest szybko. Ja wiem, że nie piszę najpiękniej na świecie. Wiem, że wiele fragmentów nie trzyma się kupy, popełniam błędy. Ale staram się pisać najlepiej jak potrafię. Często zmieniam koncepcję, piszę dialogi w inny sposób, brakuje mi słowa, by coś dosadnie ująć. U mnie pisanie rozdziału nie raz trwa cały dzień.
Nie chcę skarżyć się na moją pracę bo ją naprawdę polubiłam. Mam genialnych szefów, genialnych współpracowników i super mi się z nimi wszystkimi współpracuje. Wiadomo, że po liceum ludzie chcąc sobie dorobić nie pracują na wysokich stanowiskach. Ja jestem kelnerką. Nie wydaje się to być może ciężką pracą, zwłaszcza, że w pracy panują taka świetna atmosfera. Ale czasem jest taki ruch, że żadne z nas nie usiądzie na 5 minut przez wiele godzin. Nie powie się klientowi, żeby poczkeał bo nogi to ci za przeproszeniem do dupy wchodzą. Ostatnie 3 dni jak u nie wyglądały? Piątek 13,5 godziny, sobota 13 godzin, niedziala 12. I to 3 dni intensywnej pracy. Po takim czasie jak przychodzę do domu, marzę, żeby sie umyć i położyć albo usiąść, bo stopy dosłownie mi odpadają. Szczególnie, że staram się jak mogę odwdzięczyć za daną mi szansę. Przyszłam bez doświadczenia, nie robiąc dobrego wrażenia niepewnością siebie, a nauczyli mnie wszystkiego. Jak słucham znajomych, którzy mają upierdliwych kierowników, myślę o tym ile miałam szczęśca trafiając właśnie do tej restauracji. Piszę o tym, żebyście wiedziały, że mimo atmosfery panującej w pracy naprawdę po tylu godzinach nie dam rady nic napisć. Pracy nie rzucę bo pokochałam tamto miejsce. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Bywa cięzko, ale warto. Muszę odłożyć sobie pieniądze na studia o ile się na nie dostanę, żeby było mnie w roku akademickim na coś stać. Jeśli w ogóle myśleć o akademiku to muszę odłożyć pieniądze, nie ja pierwsza nie ostatnia. Kiedyś też trzeba na siebie zarabiać i odciążyć rodziców. Dorastanie to też branie za siebie odpowiedzialności.
Kolejna rzecz wiążąca się z pracą. Często kiedy ja pracuje moja rodzina spędza razem czas. Kiedy ja mam wolne oni zazwyczaj pracują. Czy to dziwne, że potrzebuje z nimi porozmawiać? Są sprawy, które nie zawsze da się załatwić. Rozdział napiszę zawsze, ale o wiele bardziej będę żałować, że nie spędziłam czasu z rodziną, której nie wiadomo czy nie zabraknie. Czasem zwykła rozmowa jest na wagę złota, szczególnie jeśli ktoś niezwykle ci bliski, dziękuje ci, że się pojawiałaś i porozmawiałaś bo siedzi cały dzień sam.
Bardzo dotknęły mnie te anonimowe komentarze. Przykro mi dziewczyny, że się zawiodłyście, ale życie nie jest takie proste jak sie może wydawać. Ja zrobiłam wszystko aby zachować się w stosunku do swoich czytelników fair.
Ostatnia wiadomość. To już prawie pewne, że to mój ostatni siatkarski blog. Czas zejść z tej sceny. Nie ukrywam, że ostatnie wydarzenia na tym blogu się do tego nie przyczyniły. Nie chodzi mi broń boże o to, ze "jestem taką gwiazdą, obraziłam się, napisze, że odchodzę a wy błagajcie mnie żebym została bo jestem świetna". Pierwsza sprawa przyznaję w glowie cały czas siedzą mi te słowa i ciężej się teraz pisze, a druga, że może czas spróbować czegoś nowego? Już nie siatkarskiego.
Na koniec dziękuje wszystkim którzy staneli w mojej obronie. Dziękuje, że zrozumiałyście moją sytuację. Wasze słowa było niczym miód na serce.
Autorkom anonimowych i przykrych komentarzy chciałam powiedzieć przepraszam jeśli poczuły się zranione, ale także wybaczam. Nie wiem jak odbierzecie te słowa i jak na nie zareagujecie, ale wole je zamieścić.
Przepraszam za tą długą wiadomość. Wolałam wszystko wyjaśnić do końca, nie lubię czegoś zostawiać niewyjaśnionego.
Następny rozdział nie mam pojęcia kiedy będzie dodany. Może w przyszłym tygodniu, może nie. Będe się starać, aby tak się stało.
Jeszcze raz dziękuje tym, którzy czekali cierpliwie. Nie jestem w stanie zamieścić nic lepszego niz to co czytałyście. Za kilka godzin wstaje do pracy.
Do zobaczenia mam nadzieję :)