sobota, 21 maja 2016

Rodział 19

   Zdarzenia ubiegłego wieczora wydawały się nieprawdopodobne. Po przebudzeniu zazwyczaj okazywały się snem, ale nie tym razem. Otwierając oczy trudno było mi uwierzyć, że to nie kłamstwo, lecz najszczersza prawda. Zanotowałam dziwny stan, w którym się znajdowałam. Ciało wydawało się niezwykle lekkie, a umysł po rz pierwszy był tak wypoczęty. Wcześniej nie wierzyłam w uzdrawiający wpływ miłości, ale jak inaczej wytłumaczyć te zjawiska? Było inaczej niż sobie wyobrażałam. Choć czułam się uskrzydlona na samą myśl o dotyku Szalpuka ogarniał mnie paraliż, a w brzuchu budziło się stado motyli. Po raz pierwszy w życiu nie odważyłam się nawet marzyć o niczym więcej.
- Nie śpisz już- usłyszałam tuż przy swoich uchu.
- Trafne spostrzeżenie- mruknęłam sennie.
- Milusia już od samego rana- prychnął.- A wczoraj była inna gadka. Czekaj, czekaj... Jak to szło? Nie zostawiaj mnie bo...- udawał, że próbuje sobie przypomnieć.
- Wczoraj to było wczoraj- oderwałam się od niego i ofochana poszłam do kuchni zabić już nie tak mały głód.
- A było tak miło...- westchnął zrezygnowany, ale  mimo wszystko przytargało go za mną. Stanął za moimi plecami, kładąc jednocześnie dłonie na blacie, a głowę opierając o moje ramię. Usilnie starałam się go ignorować, ale łatwiej pomyśleć niż zrobić. Nawet przygotowanie głupiego śniadania okazało się dla mnie nie lada wyzwaniem. Szalpuk składał na mojej szyi delikatnie pocałunki. Był w tym na tyle uparty, że koniec końców odłożyłam z trzaskiem nóż i odwróciłam się w stronę swojego przyjmującego. Przestałam się kontrolować, w skutek czego wszystkie ruchu wykonywałam automatycznie. Jemu więcej też nie było trzeba. Przyciągnął mnie do siebie wpijając się gwałtownie w moje usta. Rzeczywistość równie dobrze mogłaby nie istnieć. Jego dotyk sparaliżował nie tylko moje ciało, ale zawładnął również moimi myślami. Nigdy nie sądziłam, że jest to możliwe. Uważałam, że świat przecenia miłość i swoje wyobrażenie o niej. Tymczasem mylił się nie tylko on, ale również i ja. Świat nie potrafił zdefiniować miłości, ponieważ nie ma możliwości wytłumaczenia czegoś tak nieprawdopodobnego. Nagle dosłownie wszystko nabiera sensu, nowego wyrazu. Codzienność przestaje być szara, a zaczyna fascynować. Mówi się, że miłość jest jak narkotyk. Czy to się bardzo mija z prawdą? Nie sądzę. Oba moją wiele wspólnego- sprawiają radość, ból,  mogą prowadzić do destrukcji.
- Wydaje mi się, że próbujesz zaciągnąć mnie z powrotem do sypialni- oderwałam się od niego na moment, kiedy zabrakło mi tlenu.
- Dobrze ci się wydaje- potwierdził moje przypuszczenia, składając krótkie pocałunki na mojej twarzy.
- To się będziesz musiał opędzić smakiem- poinformowałam go. Chwyciłam mocno jego koszulę, stanowczo przyciągając do siebie, aby móc jeszcze raz zasmakować jego ust, po czym bezceremonialnie odepchnęłam, powracając do robienia jedzenia.- Chcesz kanapkę?- spytałam jak gdyby nigdy nic. Gdy po kilku sekundach nie uzyskałam odpowiedzi, popatrzyłam na niego. Patrzył na mnie nieco zdziwiony i niezadowolony.- No co?
- Jak z pełnych namiętności chwil przeszliśmy do robienia kanapek?!- niemalże pisnął.
- Arturek o co ci chodzi?
- No pierwsze... my... tu... a teraz.... nic?
- Kochany siatkarzyno- zaczęłam, pochodząc do niego- Dla kobiety w ciąży sex będzie zawsze na drugim miejscu. Na pierwszym jest jedzenie. Więc wybacz, że potrafię być odporna na tę twoją niewątpliwe słodką buźkę, ale jestem głodna. W tej chwili nawet wysmarowany czekoladą Brad Pitt nie byłby w stanie mnie odciągnąć od jedzenia. Niektórzy łączą sex i jedzenie, ale jakoś mnie to nie rajcuje, także chłopie spokojnie jak na wojnie- poklepałam go pocieszająco po ramieniu.
- Stop- powiedział, kiedy po kilkunastu minutach jedliśmy spokojnie śniadanie.- Dlaczego akurat Brad Pitt?

   Dzisiaj postanowiłam jeszcze raz wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku własnej rodziny. Myślałam przy tym przede wszystkim o sobie. Żywiłam nadzieję, że jeśli dam im szansę, aby przestali być dla mnie wrogami to może nasze relacje będą wyglądały zupełnie inaczej. Z optymizmem, który nie był do mnie podobny, szłam w kierunku domu. Próbowałam dodać sobie odwagi, przekonać samą siebie, że nie będzie tak źle, ale stanęłam jak wryta, widząc auto mojego brata na podjeździe. Tempem zdechłego żółwia, weszłam na ganek, ociągając się z naciśnięciem klamki. Jeśli widziałam jakąś szansę to czułam jak przepada w tamtym momencie. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Ściągnęłam trampki, które otoczone eleganckimi butami wyglądały po prostu żałośnie. Odwiesiłam niedbale kurtkę i ruszyłam do jadalni, wiedząc, że uciekanie do pokoju nic nie da. Nie odpuściliby. Nałożyłam na twarz sztuczny uśmiech, gdy znalazłam się już w zasięgu ich wzroku.
- Cześć, wszystkim- powiedziałam i  usiadłam do stołu, słuchając jak witają mnie równie krótko.
- Spóźniłaś się- mruknęła matka niezadowolona.
- Przepraszam- to słowo paliło mnie w gardle niczym żywy ogień.- Załatwiałam coś pilnego- wytłumaczyłam się, nie mając tego w zwyczaju. Liczyłam na nich, na ich zainteresowanie, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Zawsze jest coś ważniejszego niż rodzina. Tak nie powinno być- stwierdził ojciec. Resztką siły woli powstrzymałam się od przewrócenia oczami.
- Przeprosiłam już, to było dla mnie naprawdę ważne. Chcieliście, żebym znalazła coś dla siebie więc poszłam za tą radą- broniłam się, dając im po raz kolejny szansę.
- To oświeć nas- nakazała rodzicielka, odkładając sztućce i przypatrując mi się badawczo. Reszta rodziny również czekała na moje wyjaśnienia.
- Więc zastanowiłam się co chcę robić. W końcu postanowiłam, że chciałabym gotować. Zapisałam się dzisiaj na kurs- oświadczyłam uroczyście. Czekałam na jakieś pochwały, słowa dumy, akceptacji. Po kilku sekundach liczyłam już tylko na jakąkolwiek reakcję.
- To fajnie- powiedział ostrożnie mój brat.- Od kiedy zaczynasz?
- Jutro jest pierwsza lekcja- odpowiedziałam już nieco ciszej, patrząc na swoje dłonie.

- Po tylu latach rozmyślań wpadłaś na to, że chcesz być kucharką?- zapytał ojciec.- Do tego nie trzeba kursu. Pani Ania mogłaby równie dobrze nauczyć cię gotować- prychnął.- Dziecko, czemu ty nas nie słuchasz? Chcemy, żebyś w życiu coś osiągnęła. Ale twoim największym marzeniem jest zastąpienie naszej gosposi! Żadnego prestiżu!- oburzał się, a ja zacisnęłam mocno powieki, nie chcąc pokazać ile te słowa sprawiały mi bólu. "- Zniosę to. Zniosę. Wytrzymam. Jeszcze kilka krótkich chwil i pójdę do siebie. Muszę tylko to wytrzymać"- nakazywałam sobie w duchu.- Dlaczego nie bierzesz przykładu ze swojego brata?- spytał, a dla mnie miarka się przebrała. Tego było już za wiele na moje nerwy. Zacisnęłam dłoń w pięść, po czym wylądowała ona z głośnym trzaskiem na stole, sprawiając, że wszyscy umilkli.
- Nie potrzebuję brać z kogoś przykładu.
- Może ci się tylko tak wydawać. Naśladować kogoś nie jest niczym złym- wtrąciła matka.- Wypisz się jutro lepiej stamtąd i weź się za coś ambitnego- poleciła.

- Udanej kolacji- życzyłam im z ironicznym uśmiechem. Nie czekając na odpowiedź ruszyłam ku drzwiom, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
- Antonina! Antonina, wróć!

- Pieprzcie się wszyscy- warknęłam. Jak najszybciej opuściłam tamto przeklęte miejsce. Biegłam ulicami, próbując nie dopuścić by ktokolwiek miał szansę mnie odszukać. Kiedy sądziłam, że jestem już bezpieczna, nie wiedziałam za bardzo gdzie trafiłam. Było to jakieś kompletne odludzie. Usiadłam pod drzewem, dając upust swoim emocjom. Nikt mnie nie widział, mogłam pozwolić sobie na łzy. Co ja właściwie miałam robić? Czułam do nich nienawiść większą niż kiedykolwiek wcześniej. Skoro nie dali mi możliwości spróbowania znalezienia własnego miejsca, postanowiłam stać się ich najgorszym koszmarem. Pozostało tylko ustalić, co zaboli ich najbardziej. Alkohol nie jest rażący, papierosy jakoś przeżyją... Ale narkotyki...?  Tak, to mogłoby wyjść. Uśmiechnęłam się, widząc ich minę. Może wtedy cokolwiek do nich dotrze. Inne opcje już nie istniały. Została tylko ta. Choć sam fakt dawania sobie w żyłę był dla mnie odrażający, postanowiłam się do tego zmusić. Tylko tak mogli przegrać. Tylko tam mogłam ich pokonać.
- Halo? Żyjesz?- spytał Artur, "troskliwie" szturchając mnie pilotem.
- Tak sobie wspominam- wzruszyłam ramionami.- Nic ciekawego- zaśmiałam się pod nosem.
- Ej, coś jest nie tak?- dociekał, już z niepokojem.
- Wszystko gra. Nie ma się czym martwić- uśmiechnęłam się do niego.
- Chodź tutaj- przyciągnął mnie do siebie. Bez słowa wtuliłam się w jego tors. To zadziwiające, że kiedyś byłam praktycznie chłopczycą, chojrakiem, chcącym zwojować wszystko i wszystkich, a przy nim czułam się jak kobieta, krucha i delikatna. I co więcej nie towarzyszyło mi przy tym obrzydzenie.- Dlaczego nie opowiadasz nigdy o przeszłości? Właściwie nic o tobie nie wiem.
- Moja przeszłość... No cóż. Nie jest zbyt ciekawa. Nie ma do czego wracać. Czy jeśli powiem ci jakie miałam stopnie w szkole i w którym aktorze się podkochiwałam, to coś zmieni? Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek wcześniej. Wierz mi na słowo. Co do mojej historii... Może kiedyś tego doczekasz i wszystko ci opowiem.
- Jak mówisz niezbyt ciekawa to to nie zapowiada się najlepiej...
- Nie rozmawiajmy o tym- poprosiłam.
- Dobrze. Zatem mam prośbę, a właściwie propozycję. Chociaż nie jak tak sobie myślę to to bardziej prośba jest. A może jednak propozycja?- zaczął się zastanawiać.
- W każdym bądź razie, chcesz...- popędziłam go, wiedząc ile takie jego rozmyślanie może potrwać.
- Chcę, żebyś przyszła na mój mecz. Dzisiaj- oznajmił, a ja zamarłam. Po kilku sekundach byłam w stanie dopiero spokojnie oddychać. Wiedziałam, że kiedyś zapyta.
- Artur...
- Ja rozumiem, że możesz nie lubić siatkówki i tak dalej, ale raz może mogłabyś przyjść i popatrzeć jak gram?- w jego głosie słyszałam nadzieję. Dlatego każde słowo było niczym kolejny nóż w serce. Nie mogłam tak ryzykować.
- Artur, ja nie mogę. Przepraszam. Może innym razem- byłam pewna, że tym razem to moja odpowiedź jest dla niego koszmarem. Oderwał mnie od siebie i wstał z kanapy.- Artur, proszę nie obrażaj się... Gdzie idziesz?
- Na mecz. Ja tam muszę być.
- Mecz chyba gracie wieczorem...
- Skąd wiesz? Przecież ciebie to nie obchodzi.- Podreptałam za nim do sypialni i patrzyłam jak pakuje rzeczy do torby.
- A właśnie, że mnie obchodzi! Ostatnio mówiłeś, że o 18!
- I co to wnosi do rozmowy?
- To, że mamy 15 ...
- Muszę być trochę wcześniej.
- Przestań taki być!
- Jaki?- udawał niewiniątko.
- Taki zimny...- objęłam się ramionami, niczym małe dziecko.
- Nie, Tośka. To nie ja jestem tutaj zimny. Wiesz tamtego wieczoru po raz pierwszy i ostatni pokazałaś, że zależy ci na mnie. Czuję się jakbym w ogóle cię nie obchodził.
- Dlatego, że ci odmówiłam?!
- Oczywiście, że nie! Nie karzę ci kochać tego co robię, ale z tym wiążę swoją przyszłość. Masz na to kompletnie wyjebane, jak to tylko ty masz w zwyczaju!
- To nie tak...
- Wiesz mogłabyś pokazać, że cokolwiek dla ciebie znaczę- wzruszył ramionami i wyszedł. Zabolało. Stałam jak osłupiała. Gdybym była na jego miejscu pewnie zareagowałbym tak samo. Bo jak to miało funkcjonować? On zaangażowany w pełni, a ja przy swojej niechęci do siatkówki i własnej przeszłości w dziesięciu procentach? Rozumiałam jego rozgoryczenie. Motywy, którymi się kierowałam przestały mieć znaczenie. Nie myśląc w ogóle, założyłam kurtkę i wyszłam z mieszkania w poszukiwaniu hali sportowej. Nie zamierzałam o tym pytać na własnym osiedlu. Dziewczyna siatkarza nawet nie wie, w którym miejscu gra? W związku z tym, wpierw oddaliłam od okolicy na bezpieczną odległość, a później zaczęłam rozpytywać jak tam w ogóle dojechać. Zaczerpnęłam potrzebnych informacji i udałam się  na przystanek. Zadowolona z siebie wsiadłam do autobusu, myśląc tylko o tym co się stanie, kiedy Szalpuk mnie zobaczy. Może później odpuści na jakiś czas? Albo zacznę wszystkie mecze oglądać w telewizji? Tak sobie rozmyślając, jechałam komunikacją miejską i jechałam i jechałam i dojechałam do ostatniego przystanku.
- Przepraszam to ten autobus nie jedzie w kierunku hali sportowej?- spytałam spanikowana kierowcy. Popatrzył na mnie jak na wariatkę i z przepraszającym uśmiechem uświadomił mi własną głupotę. Jak można wsiąść do złego autobusu?! Wściekła jak osa, słysząc, że teraz ten człowiek ma pół godzinną przerwę, wyciągnęłam ostatnie wskazówki jak dotrzeć do upragnionego celu i pospieszyłam tym razem już w dobrym kierunku. Podobno na nogach, nie tak daleko. Jednak szłam i szłam, a droga wydawała się nie mieć końca.
- Przepraszam, czy na halę, na mecz to w tę stronę?- spytałam jakiegoś przechodnia.
- Tak, tak. Trzeci zakręt w prawo, a potem cały czas prosto.
- Dziękuje.
- Musi się pani spieszyć, bo jak na mój gust ten mecz zaraz się skończy.
Te słowa dodały mi poweru. Przyspieszyłam na tyle na ile mogłam. Musiałam zdążyć. Choćby na jedną akcję. Musiał zobaczyć, ze też potrafię się angażować. Po pół godzinie zobaczyłam upragniony obiekt. Powstrzymałam się od  biegu, pamiętając o pakunku, który nosiłam z przodu.
- Poproszę jeden cały- wychrypiałam.
- Przepraszam, ale bilety wszystkie wysprzedane...
- Nie, nie, nie! Nie może mi pani tego zrobić. Wsiadłam do złego autobusu, szłam tutaj na nogach, cala podróż to kilka godzin, jestem głodna, spragniona, zmęczona, a jeszcze muszę udowodnić temu kretynowi, że mi jednak zależy- oznajmiłam niemal płaczliwie.- Jak mnie tam pani nie wpuści to zacznę rodzić- stwierdziłam z powagą.- Albo nie. Lepiej zorganizuję jakąś bójkę, byle tylko wiedział, że przyszłam!
- Przepraszam?- ktoś chwycił moje ramię.- Ja musiałem wcześniej wyjść, może mogłaby pani wejść za mnie na mój bilet?
- Marian?- zapytała kasjerka i dopiero wtedy zobaczyłam, że wszyscy patrzą na mnie i się nabijają łącznie z ochroną.
- Wpuścimy panią- stwierdził ochroniarz. Lekko speszona podziękowałam i weszłam na trybuny. Dostrzegłam go po krótkiej chwili. Grał. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Postanowiłam zająć taktyczne miejsce, w którym miał większe szanse mnie zobaczyć. Zadowolona z siebie, zeszłam niżej. Udało się. Dostrzegł mnie. Dotarłam w ostatniej chwili. Posłałam mu lekki, niepewny uśmiech i odpowiedział mi tym samym. Odruchowo, popatrzyłam na ludzi, znajdujących się na hali. Jednak moją uwagę przykuły tylko jedne, wyjątkowe oczy. Poznałabym je wszędzie. Czułam jak tętno mi skoczyło, jak włosy się jeżą na karku. Nie powinnam była przychodzić. Wiedziałam tylko jedno- musiałam uciekać.

***
Moje kochane maturzystki, mam nadzieję, że dobrze Wam wszystko poszło :)
Teraz tylko wybrać drogę życiową i tak dalej i tak dalej ;P
Starałam się napisać na środę, ale jednak zabrakło mi czasu.
Chyba zaczynam ostatni tydzień moich wakacji :(
W każdym razie liczę na Wasze opinie i mam nadzieję, że widzimy się za tydzień <3

13 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać kiedy dowiemy się kim jest brat Toski i jak to wpłynie na jej relację z Arturem. Od samego początku mialam swój typ dotyczący tego kto jest bratem Toski. Obstawialam Michała Winiarskiego i jestem ciekawa czy zgadlam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może ona ucieka przed Danielem Plińskim..

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny jak zawsze. A ja mam nadzieję, że wszystko zdałaś na 100℅. Do zobaczenia za tydzień. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. prooooooszę, bardzo ładnie proooooszę, dodawaj rozdziały częściej, nie mogę czekać do soboty��

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś czuję, że braciszek Tośki jest siatkarzem. Ciekawe tylko kto może nim być? :D Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Rozbudziłaś we mnie taką ciekawość, że sobie nie wyobrażasz :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekaj, czekaj... Wyjątkowe oczy? Czy to ten, o którym myślę? Winiar?
    Matko, tydzień to o wieeeeele za dużo. Nie wytrzymam. Wykończysz mnie tymi rozmyślaniami. Proszę cię baaardzo, skróć nasze oczekiwania, a tym samym męki i dodaj rozdział wcześniej.
    Wracając do treści rozdziału, jest po prostu świetny. Tyle miłości, jest tak cudnie, słodko, cukierkowo. Boże, ja się sobie sama dziwię. Bo ja nie przepadam za czymś takim. Dziiiwnee.
    Ale ok. Czekam. Jak zwykle. Bardzo niecierpliwie. Jestem ciekawa, kto jest jej bratem. I dalszych relacji Tośki z Szalupą.
    Dodawaj bardzo szybko, nie jestem cierpliwą osobą!
    Pozdrawiam bardzo cieplutko,
    DarkSide ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne *.*
    Czyżby bratem Tośki był Winiar? :o To chyba byłoby za łatwe :P Ale na pewno jest nim siatkarz ;) Jak słodko! Awwww ;3 Oni są tacy uroczy *.* Tośka pobija wszystko na łeb swoją podróżą i akcją z biletem :D
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej Koleżanko! Skończyć w takim momencie? Wydaje mi się, że Michał to zbyt prosta droga. Włodi też ma wyjątkowe oczy, potwierdzone info, wczoraj widziałam! Nie wiem zresztą... mam nadzieję, że Artur zatrzyma Tośkę i mu nie ucieknie ♡

    OdpowiedzUsuń
  9. No to się dziewczyna olatała po mieści. Ciekawi mnie kto jest jej bratem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo cudo cudeńko :D Poprzedni rodzial czytałam chyba z 10 razy. A bloga od 6 rodzialu chyba 5 razy. Tak się doczekać nie moglam aż się doczekałam. W pierwszym odruchu też jako brat Tosi pomyślałam o Winiarskim, jakoś tak mi pasuje chociaż wielu siatkarzy ma wyjątkowe oczy. Mam ogromne nadzieje, że Tosia nie ucieknie z życia Artura a tylko z hali i jakoś się dogadają i powie mu w końcu prawdę. Czekam niecierpliwie na kolejny :D Co do matury to rosyjski na 80% :/ moja filologia Rosyjska stoi pod znakiem zapytania...

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieje że Artur wreszcie dowie się o przeszłości i rodzinie Tośki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wróciłam i dotarłam. :)
    Oni nie byliby sobą, gdyby czegoś nie zepsuli. No nie byliby.
    Nie mogę rozgryź, kim może być jej brat. Wytężam szare komórki i nic.
    Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń