Strony

sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 15

   Wpadłam w swój mały letarg. Rankiem nie miałam ochoty podnieść się z łóżka. Na dodatek powinnam iść na zajęcia w szkole rodzenia, ale myśl o przekroczeniu progu mieszkania napawała mnie przerażeniem. Wielu pewnie się zastanawia, czy aż tak bardzo można bać się swojej rodziny, bądź co ona takiego mogła zrobić. To nie tak, że bili mnie do nieprzytomności. Nie trzeba znęcać się fizycznie, by kogoś zniszczyć. Najsmutniejsze jest to, że istnieje możliwość, iż w dalszym ciągu nie są świadomi krzywdy jaką mi wyrządzili. Wystarczyło, że ja pamiętałam i nie zamierzałam zapomnieć. Trzymałam w sobie urazę jakbym nie mogła bez niej żyć, aż w końcu stała się nieodłączną częścią mnie. Mogłam zachować się wspaniałomyślnie, stanąć w progu rodzinnego domu i przebaczyć. Jednak byłoby to nieszczere, pokazałoby im, że mieli rację, a mnie ponownie z dnia na dzień zabijało. Wystarczyło, że stare wspomnienia przysparzały cierpienia. Nie potrzebowałam nowych, być może jeszcze bardziej dotkliwszych. Nie wierzyłam w ich przemianę. Ludzie się nie zmieniają. Po jakimś czasie po prostu przestają walczyć ze swoją naturą.
- Tosia? Dobrze się czujesz? Może ci czegoś potrzeba?- w mojej sypialni po raz kolejny tego dnia pojawił się siatkarz.
- Wszystko mam, dziękuję- opowiedziałam zachrypniętym głosem. Na moje słowa zareagował głośny westchnięciem. Dla niego to również było trudne. Jeszcze nigdy nie widział mnie w takim stanie. Szczerze powiedziawszy nie zazdrościłam mu położenia. Sama ze sobą momentami nie mogłam wytrzymać. Kiedy byłam wredna, rozwrzeszczana i pyskata doskonale sobie ze mną radził. Teraz przyszło mu się zmierzyć z Antoniną milczącą, patrzącą w jeden punkt i nie mającej chęci do życia. No cóż... Wszystko kiedyś wraca i nic nie przestaje boleć. Czasem można tylko ignorować źródło cierpienia, ale kiedy udaje mu się przebić przez wszystkie bariery, kładzie człowieka na łopatki.
- Nie mogę patrzeć na ciebie taką...- położył się obok mnie.
- Przejdzie mi- zapewniłam, ale w tamtym momencie rana była zbyt świeża, bym mogła udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a ja cichutko pociągnęłam nosem.
- Ej...- przytulił mnie do siebie. Choć ciężko to przyznać, to przyniosło mi to ulgę. Cieszyłam się, że nie może dostrzec wyrazu mojej twarzy. Za dużo mógł w tamtej chwili z niej wyczytać.- Co oni ci zrobili...
- Tłamsili mnie co dnia. Wystarczyło- wyjaśniłam krótko. Nie chciałam się zwierzać. Nie mógł poznać prawdy. Nie mógł tej prawdy znać żaden siatkarz.
- Powiesz mi kiedyś prawdę?- spytał. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam mu jej zdradzić, ale również nie mogłam go skłamać, podsycając w nim pokłady złudnej nadziei.- Idę na trening, nic ci nie będzie?
- Pozbieram się- obiecałam. Siatkarz uspokojony moimi słowami, odkleił się ode mnie i zaczął zbierać do wyjścia. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły pozwoliłam sobie na kilka ostatnich łez. Musiałam się wziąć w garść.
Otarłam jedną ręką mokre policzki, a drugą odrzuciłam kołdrę. Nie mogłam im dać ponownie wygrać. Z tą myślą uczesałam włosy, przemyłam twarz zimną wodą i nałożyłam ciuchy, w których nie wyglądałam jak lump spod biedronki, do której zamierzałam się wybrać.
- O, witam cię dziecko- los chciał, że kiedy wychodziłam z mieszkania, musiałam się natknąć na moją "ukochaną" sąsiadkę. Czy ona naprawdę musiała się do mnie tak uśmiechać? Przecież ślepy dostrzegł, by w tym geście fałsz i dwulicowość.
- Dzień dobry- burknęłam.
- Nie wiesz co się dzieje z moimi kwiatami? Może zauważyłaś coś podejrzanego?
- Coś podejrzanego?- udałam głupią.
- To czwarty, którego tutaj sadzę. Poprzednie trzy w dziwnych okolicznościach, z dnia na dzień więdły- tłumaczyła stale, wykrzywiając usta do góry, ale z oczu biła jej nienawiść. Domyślała się.
- Przykro mi. Nie znam się. Może to po prostu nie jest miejsce dla nich?- wzruszyłam ramionami i nie czekając na odpowiedź udałam się do wcześniej wyznaczonego celu. Pomyślałam, że może spróbuję ugotować coś w miarę zjadliwego i przygotować jakiś wymyślny deser. Musiałam się jakoś odwdzięczyć. Miałam wyrzuty sumienia, że siatkarz musi się mną tak ciągle zajmować. Nie był moim chłopakiem. Ustaliliśmy, że takie coś nie może między nami zaistnieć. Dlatego postanowiłam jakoś zrekompensować mu poświęcony mi czas, bez powiedzenia tego wprost. Wyszłam z trzema siatkami samych niezbędnych produktów. Pewnie zakupy zmieściłyby się do dwóch, a jeśli być upartym nawet do jednej, gdybym nie przechodziła przez alejkę ze słodyczami.
- Mówiłem, że to nie koniec- przed samym wejściem do klatki, zatrzymał mnie głos Markusa. Zatrzymałam się sparaliżowana dźwiękiem jego głosu. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w jego stronę. Nie było sensu uciekać, złapałby mnie w pół kroku. Nie miałam siły krzyczeć o pomoc. Gdyby chciał mi coś zrobić zdążyłby, z potem uciekł nim ktokolwiek, by do mnie dotarł. Metodą eliminacji pozostała mi tylko konfrontacja twarzą w twarz.- Nie spodziewałaś się mnie, co?- podchodził do mnie powoli, niczym przyczajony kot.
- Masz rację. Nie spodziewałam się- odpowiedziałam zachowując wszelki spokój.- Właściwie to już zdążyłam o tobie zapomnieć- wzruszyłam ramionami, a on zaśmiał się na moje słowa.
- Dobre. Ja zapomniałem, że masz cięty język. Przynajmniej miałaś kiedy się poznaliśmy.
- Cóż... Skutecznie próbowałeś mi go utemperować. Po co przyszedłeś?
- Mamy niezakończone sprawy.
- Nie mamy już żadnych spraw.
- Czyżby?- spytał groźnie.- A my?
- Jacy my? Nie ma i nie było żadnych nas. Od początku tobie chodziło o seks, mi o przeżycie. Od początku...
- Od początku chciałem się tobą zaopiekować- przerwał mi, a ton jego głosu sprawił, że cofnęłam się o dwa kroki.- A ty mnie tak po prostu zostawiłaś- rzucił z pogardą.
- Pobijesz mnie nawet wiedząc, że jestem w ciąży?- spytałam z niedowierzaniem, co zbiło go z tropu. Odważyłam się spojrzeć wprost w jego zaczerwienione oczy. Był na głodzie. Złapał się za głowę i zaczął nerwowo chodzić w tę i z powrotem, co jaki czas mówiąc coś pod nosem do siebie.
- Nie powinnaś była odchodzić. Wszystko było w jak najlepszym porządku- bronił się i uniósł pięść, ale po kilku sekundach opuścił ją. Widziałam jak ze sobą walczy. Widziałam jak mocno cierpi. Jak bije się z myślami.- Aaaa!- wrzasnął, oddychając głęboko. Nie mogłam się poruszyć. Nie chciałam go niczym sprowokować. W końcu po kilku minutach zdruzgotany pobiegł w kierunku, z którego prawdopodobnie przyszedł. Przestraszona praktycznie pobiegłam do mieszkania, oddychając z ulga dopiero, kiedy zamknęłam drzwi na klucz. Nie mogłam się denerwować. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i starając się nie myśleć o sytuacji sprzed kilku minut wziąć się za gotowanie.
   Przyznaję, że jeśli chodzi o konkretne jedzenie, to mistrzem patelni nie zostanę. Udało mi się chyba usmażyć kurczaka w papirusie, przypiec ziemniaczki i zrobić sałatkę, a do tego co mi całkiem nieźle zawsze wychodziło zrobić ciasto. Kiedyś myślałam nawet, by iść w kierunku cukiernictwa, ale przecież " to praca dla nieuków i debili", " nasza rodzina jest ponad to". Po dwóch godzinach wszystko było gotowe i czekało na przybycie Szalpuka, który nie chciał wyjątkowo zawitać do domu. Czekałam, ale siatkarz nie przychodził. Zaczynałam panikować i pod wpływem emocji, zadzwoniłam do niego.
- Tak?- spytał wesoło.
- Wszystko gra? Bo zawsze jesteś po treningu i wiesz, trochę zaczynałam panikować...
- Nie, w porządku. Jestem na kawie z dawną koleżanką. Coś się stało?
- Nie nic. Tak sprawdzałam, czy nie leżysz gdzieś w rowie. Miłej zabawy- zakończyłam szybko rozmowę, nie chcąc zdradzić mu swych prawdziwych emocji. Poczułam mocne ukłucie w sercu. Czułam się jak zdradzana żona, czekająca na niewiernego męża z obiadkiem. Tyle, że Szalpuk nigdy tak naprawdę nie był mój. Sama go przestrzegłam przed związywaniem się. Jednak nie mogłam przetrawić tego, że jest gdzieś tam. Z koleżanką. Sam na sam. I wcale nie narzeka. Między nami nie miało prawa nic zaistnieć. Byłam dla niego kulą u nogi. Złapał pierwszą okazję, by się mnie ode mnie uwolnić.
***
Przepraszam, że tak późno, ale po raz kolejny nie wiedziałam, że się mnie dosłownie obudzi i gdzieś wywiezie :P Ale i tak jestem dumna- matura za rogiem, a ja nie zawiesiłam bloga. Brawo ja :P
Co do rozdziału planuję zrobić coś strasznego.
Zabijecie mnie.
Zmieniam adres.
Zmieniam nazwisko.
Do soboty <3

25 komentarzy:

  1. Pierwsza 😁
    Zaklepuję na jutro, dzisiaj za późno 😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra,jestem.
      Powiem szczerze, że też nie lubię tej smutnej i smętnej Tośki. O wiele lepsza jest ta wyszczekana. Ale trudno być normalnym sobą, kiedy przytłaczają złe wspomnienia z przeszłości.
      Mam wrażenie, że słowa Tośki: "Może to po prostu nie miejsce dla nich?" to taka aluzja 😜 Że to nie chodzi o to, że tam nie ma warunków dla roślinki, a po prostu chodzi o to, że tutaj tej roślinki nie powinno być, bo Tośce nie pasuje i ją denerwuje 😜
      Ja cię proszę, żeby to, co planujesz na następne rozdziały nie było bardzo straszne. Bo ja na prawdę nie chcę pójść do więzienia za tortury. Oby to nie było poronienie,bo ciąża to coś, co łączy Tośkę z Arturem, a kiedy dziecka już nie będzie, to i z nimi jako parą będzie ciężko 😞 Tak więc niech to będzie coś innego, bardzo cię proszę!
      Mimo wszystko, do soboty 😉
      Pozdzrawiam bardzo cieplutko,
      DarkSide! ❤

      Usuń
    2. Muszę cię zasmucić, ale jeśli planuje coś złego to to zawsze jest co strasznego xd

      Usuń
  2. Co rozumiesz przez pojęcie "coś strasznego"??
    Chyba się boję tej kolejnej soboty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie komentowalam. Rozdział jak zawsze rewelacja. :D Mam dziwne przeczucie, że Tosia zrobi coś sobie, zostawi Artura albo straci dziecko. Mam ogromną nadzieje, że sie mylę. Już sie nie mogę doczekać soboty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wszystko się okaże w ciągu najbliższych rozdziałów. Jeszcze nie wiem jak to zaplanować :(

      Usuń
  4. Tylko żeby Tośka nie poroniła, czy coś!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to był Markus a nie Bruno... boję się, że to bieganie nie służy dziecku...
    Chyba, że straszliwa rzecz to związek... z siatkarzem...
    Nurtuje mnie kto jest jej bratem. Antonina W., nie wiem Winirska, Wrona, Włodarczyk? Nie trzymaj nas już w tej niepewności!
    A może coś strasznego to spotkanie z rodziną?
    Cóż maturka... jak ustny polski?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja próbna matura ustna to porażka xd miałam zinterpretować plakat odnosząc się tylko do wesela". Do ławki odprowadziło mnie westchniecie nauczycielki ale zdalam na 4 i 5 ostatnie pomyłki:) dziękuję :)

      Usuń
  6. Wiedz, że jeśli się okaże, że Tośka postanowiła znowu zniknąć, albo straci dziecko, znajdę :) Niewątpliwie przeszłość wraca i nie daje o sobie zapomnieć.
    Już chce następną sobotę, no :)
    Buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bez powodu chce zmienić tożsamość xd do następnego :)

      Usuń
  7. Tylko niech Tosia nie poroni proszę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie zdradzę :) Drogi Anonimie, proszę podpisuj się proszę, żebym wiedziała komu odpisuje :)

      Usuń
  8. Super i mam nadzieję że dziecku nic nie bedzie i wyjaśni się sytuacja kto jest bratem Tośki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na ta straszliwa rzecz z niecierpliwiscia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jeszcze kilka rozdziałów o ile w ogóle trzeba będzie poczekać <3

      Usuń
  10. Cokolwiek planujesz, nie rób tego! Nie i już!

    OdpowiedzUsuń