Strony

wtorek, 27 września 2016

Rozdział 25

   Od zawsze wiedziałam, że świat jest pełen kłamstw. Może nie były one powiedziane wprost, ale zatajało się prawdę, którą nie zawsze można przedstawić w atrakcyjny sposób. Ludzie odkrywający tajemnicę niechętnie się nią dzielą. Nie mają zamiary kończyć z iluzją jaką rozpościera przed nimi świat. Wolą pozostawić wydarzenia takimi jakie człowiek chce je widzieć. Tym sposobem ciąża stała się stanem błogosławionym, a 9 miesięcy najpiękniejszymi chwilami w życiu kobiety. Ja widziałam to inaczej. Nie chodziło kompletnie o ciągle zbyt małe ciuchy, wieczne zachcianki, czy zmiany humoru od euforii do depresji, od euforii do agresji. Te małe rzeczy męczyły, ale nie były wykańczające.
Z Arturem uciekliśmy od toksycznego środowiska. Mogłoby się wydawać, że nasza bajka powinna być niezakłócona, idealna. Wbrew pozorom czułam się coraz gorzej. Ignorowałam wszystkie symptomy dopóki mój brzuch nie przeszkadzał mi bardzo w codziennym funkcjonowaniu, ale kiedy nie mogłam podnieść się z wanny miałam dość. Uświadomiłam sobie, że moje życie jako kobiety ciężarnej jest szczególnie pasmem upokorzeń, wyrzeczeń i poświęceń. Było mi wstyd prosić Szalpuka o pomoc w tak błahej sprawie. Jednak mimo starań nie potrafiłam wstać. Czułam się nawet na to za słaba.
- Tośka ile można tak siedzieć?- Dobijał się przyjmujący do łazienki.  Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Bezsilność po raz kolejny sprawiła, że nie powstrzymałam łez.- Tośka?-  uchylił lekko drzwi, zerkając na mnie.- Co się stało?!- w sekundzie znalazł się przy mnie.- Dlaczego płaczesz?
- Nie mam siły stąd wyjść-przyznałam, pociągając nosem.
- To dlaczego mnie nie zawołałaś?- zdziwił się.
- Bo mam tego dość! Za niedługo wysikać się sama nie będę mogła. Spać na brzuchu nie  mogę! Kawy pić nie mogę! Chodzić po schodach też nie za bardzo! Ile mnie wysiłku kosztuje podniesie rzeczy z podłogi to nawet nie wspomnę! Ten brzuch uczynił ze mnie więźnia! Chciałam się do tego przyłożyć! Stosować do zaleceń! Chodziliśmy na zajęcia! Czytałam milion poradników, jakiś pism dla kur domowych! Wszędzie piszą jakie to szczęście być w ciąży, najlepszy okres w życiu! Ale ja  tak tego nie czuje!- schowałam twarz w dłoniach i zalałam się łzami.
- Tosia... Nie sądziłem, że jest ci aż tak ciężko.
- Jest!
- Chodź, musisz wyjść stąd bo zaraz zamarzniesz. Nie ma sensu tu siedzieć.

- Artur, a jeśli  go nie pokocham?- spytałam siatkarza, gdy już leżeliśmy w łóżku.
- O czym to mówisz?
- Co jeśli nie pokocham dziecka?
- Słonko, bredzisz. Śpij już.
- Powinnam już za nim szaleć. A nie czuję jakiejś euforii, tylko akceptację.
- Kochanie, jesteś zmęczona. Zobaczysz, że jak się urodzi dziecko pokochasz je prawdziwie i mocno.
- Skąd to wiesz?
- Wiem, nie martw się- ucałował mnie w czoło, kończąc temat.

   Przed terminem wróciliśmy do Radomia. Starałam się nad tym zastanawiać. Jednak ilekroć odrzucałam nieprzyjemne myśli one wracały niczym bumerang. Nie chodziło o to, czy będę dobrą matką, czy zadbam o dziecko, ale o to czy dam mu miłość na jaką zasługuje. Im bliżej rozwiązania tym bardziej czarne myśli kłębiły się w mojej głowie.
- Tośka, wstawaj idziemy na spacer- zarządził Szalpuk.
- Nigdzie z tobą nie idę!
- Dlaczego??
- Bo łapiesz pokemony!
- Oj, tam! Sądzę, że przesadzasz.
- Przesadzam? Ja przesadzam? Przebierasz tymi wielkimi huślami i w długą! A ja jak ten cieć zostaje z tyłu i tylko cię gonie wzrokiem! Czy ty wiesz jak ty wtedy idiotycznie wyglądasz z tym telefonem?
- Nie prawda!
- Nagram cię kiedyś! A jak wdepnąłeś w psią kupę, to już nie pamiętasz?
- O esu! Będziesz mi do końca życia wypominać?
- Do końca życia mam się z tobą męczyć?!- udałam oburzenie.- To już lepiej zabij mnie od razu- jęknęłam zniesmaczona.
- Bez takich!- zaprotestował i położył się obok na łóżku.
- Gdzie z tymi łapami?
- Po co pytasz? Wiesz, że nie mogę się oderwać- wymruczał mi do ucha i zaczął majstrować przy guzikach od koszuli.
- A!- syknęłam z bólu.
- Co się stało?
- Podbrzusze mnie boli... I chyba...- nie mogłam dokończyć, czując, że zmoczyłam pościel.
- O, Boże...- wyszeptał przerażony i podniósł się z łóżka.- Zzzaczęło ssię?
- Chyba.
- Jezus Maria Święta!! Ty rodzisz!
- Brawo Sherlocku!
- O, kurwa! Trzeba jechać do szpitala! Kochanie ttty się niczym nie dedenerwuj! Mówiłem, że masz się nie ddddenerwować! No co tak panikujesz?! I nie krzycz na mnie!
- Narazie to ty wrzeszczysz!
   Drogę do szpitala pamiętam jak przez mgłę. Ból stłumił wszystkie inne uczucia poza ciekawością. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Ale los nie był taki łaskawy. Jedno było pewne- na filmach wyglądało to prościej. Kilka minut i po krzyku. Rzeczywistość była inna. Leżałam na szpitalnym łóżku pozostawiona sama sobie, wspierana przez Szalpuka, trzymającego mnie za rękę. Udało mu się opanować panikę i czekał razem ze mną na to co nieuniknione.
- Ile to jeszcze będzie trwać?!- warknęłam na pielęgniarkę.
- Rozwarcie nie jest jeszcze na tyle duże, żeby...
- To zróbcie mi tą pierdoloną cesarkę albo dajcie środki przeciwbólowe!
- Nerwy nie są najlepszym doradcą- odpowiedziała wyniośle i opuściła sale.
- Co za suka!- syknęłam wściekła.- Wszystkich ich zaskarżę! Jak tylko ten koszmar się skończy!
- Kochanie...
- Nie mów do mnie kochanie! Ty mi to zrobiłeś!
- Jakoś szczególnie się nie opierałaś!
Minęło kilka godzin zanim na dobre zaczęła się akcja porodowa. Nie istnieje skala,która mogłaby opisać ból jaki mi towarzyszył. Bolała mnie każda część ciała. Sekundy wydawały się godzinami. Wydanie dziecka na świat było istną torturą.
- Jeszcze troszkę! Obiecuje! Już widać główkę! Ostatni raz! Przyj!- wołał do mnie lekarz.
- Aaaa!- wrzasnęłam po raz setny. Jedak po chwili usłyszałam dziecięcy płacz. Opadłam całym ciałem na łóżku, dysząc z wyczerpania. Po jakimś czasie Szalpuk trzymał w ramionach nasze dziecko.
- To chłopiec- oznajmił z radosnymi ogniami w oczach. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam go bardziej szczęśliwego. Podał mi ostrożnie naszego syna, bym mogła i ja się nim nacieszyć. Spojrzałam na tę malutką istotę, stając twarzą w twarz ze swoimi obawami. Niestety miałam rację. Nie czułam do niego miłości...
***
ROZDZIAŁ DEDYKOWANY AGUŚCE :)
To jeszcze nie epilog :) Wątek kończący rozdział za bardzo mnie kręci :)
Pozdrawiam tegoroczne maturzystki !
Z doświadczenia powiem Wam, że matura nie jest taka straszna jak nauczyciele mówią. Tak naprawdę w dniu egzaminów będziecie się zastanawiały " o co tak właściwie było tyle szumu". Przynajmniej ja tak miałam :)
Wytrwałości drodzy uczniowe <3
Jutro kończę pracę, ale przez rok akademicki możliwe, że będę pracować w weekendy także nie wiem jak z rozdziałami przez ten czas, ale sądzę, że będę się pojawiały częściej. Nie chcę nic obiecywać bo nie wiem jeszcze jak moje życie będzie teraz wyglądać :) Postaram się jednak coś dodawać w soboty. W tą z góry mówię, że nic nie dodam, ponieważ przeprowadzam się, ale w przyszłym tygodniu postaram się coś wrzucić z naciskiem na postaram się :)